Zawrócić czy iść dalej? Dowiesz się, wykonując test radości [FELIETON]
Należy, chociaż spróbować zdobyć to, co nas przyciąga. Na przykład dyplom ukończenia studiów. Zazdrościć komuś tytułu zawodowego czy naukowego, nie podejmując trudu dostania się na uczelnię, mija się z celem - pisze w swoim felietonie pn. "Zawrócić czy iść dalej? Dowiesz się, wykonując test radości" Barbara Musiałek.
Zazdrość potrafi krążyć po organizmie niczym wstrętny pasożyt, sprawiając, że niewygodnie nam ze swoimi uczuciami. Kiedyś postanowiłam rozprawić się z Intruzem. Nie udało mi się go pozbyć całkowicie, ale sprawiłam, że już nie przeszkadza. Przyszło to wraz z ustaleniem kluczowego słowa moich działań. Jest nim „inspiracja”, a jej źródłem może być wszystko, nawet zazdrość.
Działać dalej czy odpuścić?
Osoby, które posiadają to, do czego dążę ja, stają się moimi drogowskazami. Przyglądam się im, ale niezbyt długo, żeby uwieranie nie przybrało na sile; potem zabieram się do pracy, starając się postępować tak jak ci, którym się „udało”, i sprawdzam swój poziom zadowolenia – to przyjemniejsze niż bycie zazdrosnym (a w życiu przecież nic nie przychodzi samo). I jeżeli czynności, które wykonuję, wzorując się na kimś, sprawiają mi radość, to działam dalej, ale już po swojemu; a jeśli nie, to zapominam o tym, co nie dawało mi spokoju. W najgorszym razie przestaję obserwować na portalu społecznościowym znajomego, który za bardzo chwali się tym, co wzbudza we mnie zazdrość. Bo po co zachęcać Intruza do złorzeczenia?
Podsumowując, można powiedzieć, że aby pozbyć się zazdrości, trzeba zrobić sobie test radości.
Jeśli nie czuje się radości, sięgając po to, czego się zazdrości, to po co zazdrościć?
Dzisiaj można osiągnąć bardzo wiele, nawet jeśli wymaga to pokonania zewnętrznych lub wewnętrznych ograniczeń, o ile nasze „chcenie” wypływa z wnętrza – z samego jądra wszelkiego pragnienia.
Uważam, że tylko to, co sprawia radość, jest tym, co tak naprawdę chcemy mieć. Dlatego, kiedy pojawiają się pierwsze sygnały zazdrości, warto zacząć naśladować człowieka, który posiada to upragnione przez nas „coś”, i sprawdzić, czy w trakcie będziemy się uśmiechać. Jeśli kąciki ust uniosą się same, w sposób niewymuszony i niekontrolowany, będzie to oznaczało, że idziemy właściwą drogą ku spełnieniu. Bo zaspokajanie ambicji nie jest tym samym co zaspokajanie potrzeb serca.
Zazdrość dla samej zazdrości nie ma sensu
Należy, chociaż spróbować zdobyć to, co nas przyciąga. Na przykład dyplom ukończenia studiów. Zazdrościć komuś tytułu zawodowego czy naukowego, nie podejmując trudu dostania się na uczelnię, mija się z celem. Jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś tak po prostu został magistrem bądź doktorem, nie robiąc nic. Trzeba więc ruszyć w ślady takiej osoby i przekonać się, czy to też nasza droga.
To jest pozytywna strona Intruza – zmusza nas bowiem do przekraczania własnych granic.
Ekscytacja jest sygnałem do działania
Każdy może zdobyć informacje, które przydadzą się w byciu tym, kim się chce. Wszystkiego można się nauczyć na kursach, studiach, wertując podręczniki, czytając artykuły, słuchając podcastów, wywiadów... Ludzie sukcesu chętnie dzielą się swoją wiedzą. Jednak nie każdy odbiorca tych treści potrafi z nich skorzystać, a to dlatego, że nie przeszedł testu radości.
Pomyślmy na chwilę o podróżowaniu. Są ludzie wręcz urodzeni do tego, aby spędzać czas w drodze, o czym chętnie opowiadają przed kamerą lub na spotkaniach towarzyskich. Dzięki temu można wiele się o świecie dowiedzieć, zanim obierze się kierunek swojej wyprawy. Warto wspomnieć, że w żorskim Muzeum Miejskim są wspaniałe zajęcia dla dzieci, na których dorośli też mogą poszerzyć swoją wiedzę (oferta edukacyjna Muzeum jest bogata, warto się z nią zapoznać). Można tam odbyć wirtualną podróż po Afryce, Australii czy Azji. Świetna sprawa, żeby się zainspirować.
Ja też lubię wyjeżdżać z miasta i chciałabym z łatwością wędrować po świecie, poznając mieszkańców różnych zakątków Ziemi, odmienne kultury, obyczaje, ale… nie na pełen etat. Podróże nie przeszły jeszcze mojego testu radości.
Kiedyś chciałam też malować, lecz z pędzlem w dłoni nie czułam się szczęśliwa. Inaczej niż panie, które tworzą obrazy w Pracowni Plastycznej dla Seniorów przy Klubie Rebus. Na ich twarzach zawsze pojawiają się nieskrępowane uśmiechy. U mnie taki uśmiech wywołuje inny rodzaj twórczości. Nie warto więc zazdrościć czegoś, co w dalszej perspektywie nie przyniesie nam spełnienia.
Wniosek jest taki, że jeśli serce przyspiesza na samą myśl o jakiejś rzeczy, a czynności związane z jej zdobyciem wzbudzają w nas ekscytację, to do dzieła. Lecz jeśli nic takiego nie czujemy, to nie ma czego zazdrościć.
Zamiast zazdrościć bez nadziei na zmianę, lepiej doceniać to, czym się dysponuje
Oczywiście zazdrościć można też tego, czego nie da się zdobyć w żaden sposób. Nie potrafimy, niestety, pokonać pewnych chorób, wydłużyć życia ponad określoną granicę wieku, sprawić, by urosły nam skrzydła, zdobyć fortuny z dnia na dzień. Ja już się nie łudzę, że kiedykolwiek będę czuła się dobrze, wstając o piątej rano. Bardzo bym chciała tak jak inni, otwierać oczy i od razu pałać chęcią do działania. Wypróbowałam już chyba wszystkie sposoby, o jakich słyszałam lub czytałam, ale wszelkie zasady dotyczące czerpania radości z porannego wstawania działają u mnie… dopiero od godziny dziewiątej. A to dlatego, że mój chronotyp jest wieczorny (o chronotypach można poczytać na przykład tutaj: https://www.healthlabs.care/pl/blog/chronotyp-co-to-jest-poznaj-swoj-chronotyp), czyli najlepiej czuję się wtedy, gdy ranne ptaszki układają się do snu. Wspomaganie kawą działa tylko do pewnego momentu, potem ledwie prześlizguję się po godzinach.
Klucz do sukcesu tkwi w postępowaniu zgodnie z tym, czym dysponujemy, w czasie, który mamy. Skupiam się więc na tym, żeby doceniać swoją wieczorną aktywność i znajdować pozytywne strony mojej natury. Bo w zazdrości dochodzi się do pewnego etapu i zawraca albo idzie się dalej. A lepiej nie brnąć w nią zbyt daleko.
Barbara Musiałek – autorka tekstów poetyckich, dziennikarskich oraz scenariuszy teatralnych. Zawodowo związana z Klubem Miejskiego Ośrodka Kultury REBUS w Żorach, gdzie prowadzi spotkania Koła Poetów „Wena” – uczestniczą w nich zarówno lokalni autorzy wierszy, jak i twórcy z innych miejscowości regionu śląskiego. Kieruje też amatorskimi grupami teatralnymi: „Apteczką” oraz „e-S-ką”. Pisze i reżyseruje sztuki wystawiane przez te zespoły. Jej wiersze i artykuły ukazują się w rocznikach „Kalendarza Żorskiego”. Tworząc poezję, często inspiruje się współczesnymi dziełami malarskimi (a czasem bywa na odwrót – że jej słowa stają się impulsem do czyjejś twórczości); dlatego ma na swoim koncie kilka wspólnych, poetycko-malarskich, wystaw będących pokłosiem artystycznej współpracy z autorkami obrazów.