Czas jest bezcenny. Swojego łatwo nie oddawaj [FELIETON]
Naprawdę lubię siebie. Mój monolog wewnętrzny od dawna nie zawiera określeń negatywnych. Nazywam rzeczy po imieniu, akceptuję je, uczę się na swoich błędach - pisze w swoim felietonie pn. "Czas jest bezcenny. Swojego łatwo nie oddawaj" Barbara Musiałek.
Pewna pani poprosiła mnie, żebym się do niej przysiadła. Spotkałam ją pierwszy raz w życiu – akurat obie spędzałyśmy majówkę nad wodą i wymieniłyśmy ze sobą kilka luźnych zdań. – Posiedzimy sobie razem – zachęcała, jako że pojawiła się szansa na rozwój naszej znajomości. Podziękowałam jednak za zaproszenie, mówiąc, że może dołączę do niej później. Odpowiedziała, że byłoby miło. Na pewno, ale ja na to popołudnie miałam inny pomysł. Chciałam pobyć z rodziną, poczytać książkę, trochę popisać, cieszyć się ciepłym, słonecznym dniem…
Lepiej nie zmieniać planów zbyt pochopnie
Pani była bardzo sympatyczna i, odmawiając, biłam się z myślami, bo może nie powinnam być taką egoistką. Miałam jednak wrażenie, że jeśli spełnię jej życzenie, drastycznie spadnie poziom mojej energii, której spory zapas miałam w związku z planami na ten dzień, a którą chciałam jeszcze pomnożyć przez czas spędzony na ulubionych czynnościach – również po to, aby mieć jej więcej dla innych. A niejednokrotnie przekonałam się już, że cena, jaką płaci się za, niewiele znaczące, zmiany własnych planów, jest wysoka. Kosztuje to frustrację, wyrzuty sumienia i spadek chęci do działania. Odmówiłam więc wspólnego biesiadowania, które nie było ujęte w programie mojego idealnego dnia, i w ten sposób zadbałam o siebie, o swoją witalność, o swój czas. Bez poczucia winy.
Aby poznać samego siebie, trzeba ze sobą pobyć
Bronię swojego czasu, bo liczę się dla siebie. Myśląc o tym, ile mi go zostało, pielęgnuję nawet minuty.
Tylko chwil, krótszych lub dłuższych, spędzonych w towarzystwie kogoś, kto naprawdę tego potrzebuje i na kim najbardziej nam zależy: przyjaciela pragnącego usłyszeć słowa pocieszenia; chorego, któremu jesteśmy w stanie pomóc choćby swoją obecnością; bliskiej osoby, z którą dzielimy życie…, nie można żałować. Lecz, czy w danym momencie warto przeznaczyć swój czas na poprawę czyjegoś samopoczucia, jeśli odmowa nie sprawi nikomu przykrości – to należy przemyśleć. Niekiedy odpowiedź brzmi „tak”, ale musi być zgodna z naszymi potrzebami i wewnętrznymi ustaleniami. Jednak, żeby je poznać, trzeba czasem z samym sobą pobyć. I kółko się zamyka.
Każdy ma prawo do odpoczynku na własnych zasadach
Naprawdę lubię siebie. Mój monolog wewnętrzny od dawna nie zawiera określeń negatywnych. Nazywam rzeczy po imieniu, akceptuję je, uczę się na swoich błędach. Tak, tak, też je popełniam, ale nadal lubię siebie, zwłaszcza jeśli lekcje się przydają. I uważam, że czas spędzony we własnym towarzystwie jest bardzo wartościowy. Polecam każdemu.
Ostatnio zawiozłam siebie do Tychów na monodram Joanny Szczepkowskiej pod tytułem „Goła Baba”. Była to dla mnie wyprawa, można powiedzieć, osobisto-zawodowa, ponieważ to z powodu pani Joanny zaczęłam pisać felietony. Pamiętam jak, wiele lat temu, zakochałam się w publicystyce, czytając teksty mojej mistrzyni. W którymś momencie, zawiesiwszy wzrok na niezwykle ciekawym akapicie, pomyślałam, że chciałabym pisać w podobnym stylu. Zamarzyłam też o tym, by czytać swoje słowa wydrukowane, najlepiej, w czasopiśmie, które regularnie kupowałam. Tak się stało – w tym roku mój felietonowy debiut na łamach prasy kończy osiemnaście lat.
W drodze do tyskiej Mediateki obiecałam sobie, że jak będę miała okazję, to opowiem pani Joannie o tym, jak jej twórczość wpłynęła na moją ścieżkę zawodową. Jednak po spektaklu zrezygnowałam ze swego zamiaru, bo pomyślałam, że może aktorka, a zarazem autorka utworu scenicznego, w którym zagrała, ma teraz ochotę pobyć sama ze sobą, a moja obecność mogłaby zakłócić jej święty czas odpoczynku. Zabrałam więc siebie z powrotem do domu, w drodze rozmyślając o obejrzanym monodramie, o tym jak słowa Joanny Szczepkowskiej wpłynęły na mnie tym razem. Bo ich ślad głęboki we mnie pozostał – w tym przypadku nie mogło być inaczej.
Rozmowy równie dobre w towarzystwie, jak i w samotności
Uwielbiam towarzystwo. Kocham ludzi. Dzielę tylko swój czas na części: tę, którą daję innym, i tę tylko dla mnie. Obie są równie ważne.
To momenty, w których poznaję samą siebie, dopytując o to, jakie naprawdę mam zdanie na dany temat, przyjmując lub odrzucając to, które ktoś mi zasugerował. Uspokajam się wewnętrznie, bo widzę swoje cele, nieprzesłonięte oczekiwaniami.
Wszystkim spotkaniom – zarówno z innymi, jak i z samą sobą poświęcam uwagę oraz szacunek. Zanim pojechałam obejrzeć „Gołą Babę”, byłam w Domu Kultury na Konferencji dla Kobiet pod nazwą „Jesteś ważna” (organizowanej przez Stowarzyszenie dla osób doznających przemocy Butterfly, w ramach projektu dofinansowanego przez Urząd Miasta Żory). Wysłuchałam wykładów prelegentów, robiąc notatki w telefonie, by nie zapomnieć fragmentów najciekawszych wypowiedzi. Do tego, podczas przerwy, spotkałam wiele znajomych i nieznajomych osób, których towarzystwo sprawiło mi ogromną przyjemność. Z każdą z nich mogłabym rozmawiać godzinami, ale umówiłam się ze sobą do teatru. I to też było ważne.
Trzeba wiedzieć, co nas buduje
Podczas majówki widziałam mężczyznę w koszulce z nadrukiem znaku Supermana. Pomyślałam, że każdy może identyfikować się z kim chce, jeśli to mu pomaga w relacjach z innymi i z samym sobą. Warto być świadomym tego, co powoduje w nas wzrost sił witalnych. A do tego potrzebne są chwile tylko dla siebie, pozbawione ocen i narzekania.
Barbara Musiałek – autorka tekstów poetyckich, dziennikarskich oraz scenariuszy teatralnych. Zawodowo związana z Klubem Miejskiego Ośrodka Kultury REBUS w Żorach, gdzie prowadzi spotkania Koła Poetów „Wena” – uczestniczą w nich zarówno lokalni autorzy wierszy, jak i twórcy z innych miejscowości regionu śląskiego. Kieruje też amatorskimi grupami teatralnymi: „Apteczką” oraz „e-S-ką”. Pisze i reżyseruje sztuki wystawiane przez te zespoły. Jej wiersze i artykuły ukazują się w rocznikach „Kalendarza Żorskiego”. Tworząc poezję, często inspiruje się współczesnymi dziełami malarskimi (a czasem bywa na odwrót – że jej słowa stają się impulsem do czyjejś twórczości); dlatego ma na swoim koncie kilka wspólnych, poetycko-malarskich, wystaw będących pokłosiem artystycznej współpracy z autorkami obrazów.