Barbórka naszym dziedzictwem niematerialnym [WYWIAD]
Z Beatą Piechą-van Schagen z Muzeum „Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie” rozmawiamy o zachowaniu naszego dziedzictwa w postaci obchodów Barbórki, grupach górników, którzy nadal spotykają się, mimo że nie ma już ich zakładu oraz dalszych planach na zachowanie śląskich tradycji okołogórniczych.
Barbórka naszym dziedzictwem niematerialnym [WYWIAD]
Szymon Kamczyk. Jak zaczął się ten proces i skąd wziął się pomysł, aby wpisać Barbórkę na krajową listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO?
Beata Piecha-van Schagen. Wszystko zaczęło się w Zabrzu. Stamtąd wypłynęła inicjatywa, aby obchody Barbórki górników węgla kamiennego na Górnym Śląsku wpisać na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego. To była kapitalna inicjatywa, która zakończyła się sukcesem, bo w lipcu 2018 nasza Barbórka właśnie została wpisana na krajową listę. W zasadzie na etapie prowadzenia konsultacji społecznych okazało się, że chętne do podobnych wpisów byłyby też inne grupy, z innych zagłębi. Muszę tu pochwalić Wałbrzych, bo w lipcu tego roku również uzyskali tam wpis górników na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego. W tej chwili mamy wpisane dwie Barbórki, a wiemy z mediów, że szykują się kolejne.
Dobrze, ale skupmy się na naszej Barbórce. To pani, jeszcze w Muzeum Górnictwa Węglowego zajmowała się rozmowami z górnikami i formalnościami, związanymi z Barbórką?
Dyrektor Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu Bartłomiej Szewczyk powierzył mi to zaszczytne zadanie przygotowania wniosku krajowego. Kiedy patrzę na to z perspektywy kilku lat, konwencja spełnia całkowicie swoje zadanie. Mieliśmy szczęście, że w tym samym roku, kiedy Barbórka uzyskała wpis, mogliśmy podziękować grupom, które z nami współtworzyły ten wpis i przekazać im piękne kopie tych certyfikatów. Było to wzruszające. Panowie w mundurach górniczych, obwieszeni medalami skakali z radości. Górnicy są twardzi, rzadko okazują emocje.
Śląsk ma swoją specyfikę.
Musimy o tym pamiętać, że przestrzeń, w której żyjemy, układ ulic, linii kolejowych, cała topografia – wszystko jest związane z tym, co istnieje pod ziemią na Śląsku. Wszystko wynikło z tego, że tak, a nie inaczej ułożone są u nas pokłady węgla.
Nawet jadąc autostradą raczej nie zastanawiamy się nad tym, że biegnie w ten sposób, bo akurat tu nie było szkód górniczych…
Właśnie tak. Jakkolwiek myślimy o czystym powietrzu i cieszymy się, że nie wdychamy już zanieczyszczeń po likwidacji większości zakładów przemysłu ciężkiego na Górnym Śląsku, musimy pamiętać, że ten przemysł niósł ze sobą nie tylko czynnik ekonomiczny. Spowodował wytworzenie się kultury niematerialnej. Musimy pamiętać, że przemysł miał znaczenie społeczne i wspólnototwórcze. Do tego przyczynił się folklor, tradycje, socjolekt górników, hutników, koksowników. Kiedy ktoś powie: „moja mama robiła na koksach”, to dziś w zasadzie tylko wtajemniczeni wiedzą, że chodzi o koksownię.
Mamy jeszcze kilka, np. w Radlinie czy Dębieńsku.
No i w Zabrzu. To jednak coś, co odchodzi do przeszłości. Musimy wykazać się ogromną rozwagą, zrozumieniem, szacunkiem i wsparciem dla grup, które mimo braku macierzystego zakładu, nadal praktykują swoje niematerialne dziedzictwo. Mamy takie grupy, które robią to od lat, a kiedy patrzę na grupy z Żor, Rokitnicy, Stolarzowic, Orzecha, to jestem bardzo zbudowana. Pozytywny przykład mamy też w Radzionkowie. Jeśli popatrzymy na przekrój społeczny depozytariuszy dziedzictwa barbórkowego (uczestników i osób kultywujących te tradycje), to widzimy, że są to głównie panowie na emeryturze. W świetle tego, przestrogą powinien stać się obraz górniczego dziedzictwa kulturowym na przykład we Francji, w Belgii. Tam grupy górnicze są niewielkie. My mamy to szczęście, że możemy jeszcze współpracować z górnikami, my sami pamiętamy funkcjonujące kopalnie, ale już mój syn, który ma 17 lat, żyje już w zupełnie innej rzeczywistości. Dlatego na nas, ludziach pracujących w instytucjach kultury, którzy wychowywali się w przestrzeni kształtowanej przez przemysł, ciąży odpowiedzialność za wspieranie istniejących grup depozytariuszy.
Zaciekawiła mnie Pani tym przykładem z Radzionkowa, proszę rozwinąć temat.
Gdyby 30 proc. samorządów na Śląsku wzięło przykład z Radzionkowa i burmistrza dra Gabriela Tabora, Barbórka byłaby zjawiskiem kwitnącym. To jedna z nielicznych gmin, która we współpracy z depozytariuszami, aktywnie wspiera ich działania, a także je finansuje. Wiele innych grup korzysta także ze wsparcia parafii. Przykładem jest np. spotkanie barbórkowe w Brzozowicach-Kamieniu, gdzie emeryci spotykają się przy parafii. To głównie byli pracownicy kopalni Andaluzja, z której pozostało żwirowisko. Ci panowie płacą za to sami i tak jest w większości podobnych grup na Śląsku, np. w Zabrzu-Rokitnicy. Trzeba zadać sobie pytanie, jak długo takie grupy będą w stanie to organizować i finansować. Panowie spotykali się w kopalniach, mieli zapewnioną salę, organizację, orkiestrę itd. Uważam, że w trosce o to dziedzictwo instytucje kultury powinny to zjawisko wspierać – i niekoniecznie finansowo.
Ile w skali województwa mamy takich grup, które cyklicznie się spotykają, kultywują barbórkowe tradycje, mimo że ich zakład już nie funkcjonuje?
Kilkadziesiąt, mniej lub bardziej aktywnych. Jedni skupiają się wokół parafii czy klubów emerytów. Niektórzy ograniczają się do organizacji barbórkowej mszy świętej z pocztem sztandarowym. Ale także organizują przemarsze, zapraszają orkiestry. Inni organizują gwarki czy karczmy piwne, choć młodsi wolą biesiadę.
Jaka jest różnica między tymi formami świętowania: karczmą i biesiadą?
Karczma piwna to zwyczaj o tajemniczej etiologii na Śląsku. Były to imprezy organizowane systemowo od 1981 roku we wszystkich kopalniach. Wcześniej pojawiały się gwarki, np. w kopalniach rybnickich. Tą tradycję prawdopodobnie zaczerpnięto dzięki transferowi inżynierów górniczych z AGH. Karczma piwna to zwyczaj studentów „Polskiej Czytelni” w uczelni górniczo-hutniczej w Leoben w Austrii. Tam studiowali młodzi mężczyźni, pochodzący głównie z Galicji. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, kiedy utworzono Akademię Górniczą, a potem Akademię Górniczo-Hutniczą, trzonem kadry nauczycielskiej byli ci ówcześni studenci z Austrii. Dzięki temu transferowi zwyczaje zostały do nas przeniesione, bo na pruskim Śląsku nie były znane te formy. Tu organizowany był letni Bergfest. Do pierwszej wojny światowej funkcjonował on paralelnie z Barbórką, do tego stopnia, że jubilatów górniczych honorowano dwa razy w roku. W trakcie Bergfestu zegarki pamiątkowe i nagrody pieniężne otrzymywali ci, którzy obchodzili jubileusz w pierwszej połowie roku, a w Barbórkę pozostali, którzy swój jubileusz pracy zawodowej świętowali w drugiej połowie roku. Po pierwszej wojnie rezygnowano z Bergfestu, a jednocześnie rozluźniano normy kulturowe i huczne imprezy towarzyszyły Barbórce w Adwencie. Trzeba jednak zaznaczyć, że Bergfesty były imprezami dla całych rodzin, a zabawę poprzedzała msza święta. Dzisiaj mamy jedną Barbórkę, która mocno rozciąga się w czasie. Ona się zmienia, bo znikają kopalnie. Nie ma więc honorowania jubilatów. Barbórka jednak zaczyna stać na dwóch filarach.
Jakich?
Pierwszy to msza święta lub nabożeństwo, bo przecież górnicy wyznania ewangelicko-augsburskiego, również świętują Barbórkę! Mamy więc część religijną i drugą, można ją nazwać ludyczną. To element, który uczestnicy sami sobie wybierają i go pielęgnują. Delikatna współpraca i podążanie z modelu karczmy do biesiady to moim zdaniem dobry kierunek, bo umożliwia transfer środowiskowy.
No właśnie. Czy to jest tak, jak w przypadku zabytków, że tradycje muszą mieć jakiś pierwotny wygląd?
W przypadku dziedzictwa materialnego jest tak, że najlepiej, jeśli udaje się je zachować w stanie pierwotnym i nienaruszonym. Co innego z dziedzictwem niematerialnym. Ono musi się zmieniać, ewoluować. Mamy dwie drogi: transfer międzygeneracyjny oraz transfer międzyśrodowiskowy. O ten pierwszy, czyli międzypokoleniowy jest już trudno. Choć mamy jeszcze czynne kopalnie, większość zostanie zamknięta do 2049roku. Wówczas nie będzie mowy o jakimkolwiek transferze międzypokoleniowym, bo nie będą nowego pokolenia górników. W zeszłym roku nie było już naboru do klas górniczych. Za kilkanaście lat nie będzie jużprzekazu dziedzictwa nowemu pokoleniu. Pozostaje więc transfer środowiskowy. Albo Barbórka będzie dla wszystkich, albo nie będzie jej w ogóle.
To kontrowersyjne stwierdzenie!
Ale bardzo konkretne, oparte o moje wieloletnie kontakty z grupami górniczymi. Są grupy, które kultywują spotkania z dziećmi w szkołach. To niestety jednak najczęściej spotkania, w których udział biorą dzieci przedszkolne lub z klas edukacji wczesnoszkolnej. Dla starszych niestety nie ma nic, nie mamy nic do zaoferowania nastolatkom. To trudna grupa, ale przed nami konieczność pracy nad tym zagadnieniem. Musi to być robione przez instytucje kultury w ścisłej współpracy z depozytariuszami.
Cudnie.
A naszym materialnym dziedzictwem są wszechobecne szkody górncze.
Dziękuję za uwagę.