Cuda się zdarzają
„Nie byłam osobą religijną” – napisała jedna z moich znajomych, dopóki kilka lat temu nie otarła się o śmierć. „Zachorowałam na nowotwór i lekarze dawali mi rok życia. Rak zabił już moją matkę, dwie siostry i trzech braci. Modliłam się długo… bardzo długo i rak zniknął, tak powiedział mi lekarz” - pisze siostra Dolores z klasztoru Annuntiata.
Nie za często słyszymy takie właśnie opowiadania, dające nadzieję i ufność w naszych modlitwach. Bóg może uzdrowić, ale może też mieć inny plan. On sam najlepiej wie, co dla nas dobre. Największym cudem jest jednak przemiana naszego myślenia i naszego serca. Ostatecznym naszym celem, to poznać Boga jako Przyjaciela osobistego i dołączyć do grona błogosławionych. Uwierzyć ponownie w nasze niebo, gdzie czekają na nas najbliżsi. Z perspektywy wieczności będzie się liczyło jedynie tylko to, że wyciągnąłem pomocną dłoń do drugiego człowieka i że służyłem sprawie większej niż moje osobiste potrzeby. Wtedy mogę mieć pewność, że cuda się zdarzają…
Przegrana
Najważniejsza rada Szekspira to: „Mądry człowiek nie opłakuje przegranej, lecz żywo szuka sposobu, jak wyleczyć odniesione rany. Nie żyć przeszłością, ani nie rozpaczać nad rozlanym mlekiem. Przyjąć każdy cios, który niesie życie i nie pozwolić, by nas powalił. To są cuda naszej codzienności… Byłam kiedyś w więzieniu. Prowadziłam tam ewangelizację z okazji niedzieli misyjnej. Ludzie ci wydawali się szczęśliwi, jak przeciętny człowiek na wolności. Wtedy ksiądz więzienny powiedział mi, że kiedy przestępcy przybywają do więzienia po raz pierwszy, są najczęściej zgorzkniali. Jednak po kilku miesiącach, większość z nich wymazuje z pamięci wszystkie swoje nieszczęścia, zadomawiają się i akceptują więzienne życie, próbując z całych sił być szczęśliwym… Tak naprawdę to nigdy w naszym życiu nie wiadomo, kiedy przegrana jest przegraną, a kiedy jest po prostu naszym zwycięstwem.
Jedna z moich znajomych była kobietą niesamowicie ubogą, straciła bowiem pierwszego męża, potem pracę i została sama z synkiem. Pojawił się drugi mąż, którą ją okłamał i odszedł od niej. Zmarł w domu dla ubogich. Ona sama idąc ulicą ze zmęczenia i niedożywienia straciła przytomność. Nagle znalazła się w szpitalu, gdzie miała umrzeć, nie było już wielkich szans na ozdrowienie. Leżąc w łóżku czytała Biblię i jak twierdziła, za sprawą Opatrzności Bożej przeczytała fragment z Ewangelii Św. Mateusza: „I oto przynieśli mu paralityka leżącego na łożu. Jezus powiedział…: „Wstań, weź swoje łoże i idź do domu. On wstał i poszedł.” Te słowa dały jej tyle siły, wiary i tyle uzdrawiającej mocy, że natychmiast wstała z łóżka i zaczęła chodzić… Postanowiła, że chce zacząć nowe życie, będą blisko Boga i Jego Słowa. Dzisiaj żyje w pięknym wielkim domu, wraz ze swoim synem i jego rodziną. Słowo Boże odmieniło całkowicie jej życie.
Słowo Boże ma moc! Dobre słowa mają moc! Miłość i modlitwa uzdrawiają.
Przebaczenie
Kiedy żywimy do kogoś nienawiść, zdobywa on nad nami przewagę: wpływa na nasz apetyt, nasz sen, ciśnienie tętnicze, zdrowie i szczęście. Nasza nienawiść, nie rani ich w żaden sposób. Ale za to zmienia nasze dni i noce w piekło. Główną cechą osobowości pacjentów z nadciśnieniem tętniczym są urazy żywione do innych. Jeśli urazy trwają długo, pociągają za sobą chroniczne nadciśnienie i problemy sercowe. Dlatego Jezus powiedział: „Kochaj swoich wrogów… wybaczaj 77 razy, czyli zawsze”. Napady złości zabiły już wielu ludzi. Zapytano kiedyś pewnego człowieka w Afryce, którego wlekli po kamieniach i ziemi, aby go powiesić i spalić z powodu zazdrości rodzinnej, czy nienawidzi tych ludzi. Wtedy Afrykańczyk zastanowił się, trochę pomyślał o swojej przeszłości i powiedział: „Jestem zbyt zajęty, by nienawidzić kogokolwiek – zbyt oddany czemuś znacznie ważniejszemu niż ja sam. Nie mam czasu na kłótnie, ani na to, by czegoś żałować. I żaden człowiek nie zmusi mnie, bym upadł tak nisko, aby go nienawidzić...”. Epiklet zauważył 20 wieków temu, że zbieramy to, co zasiejemy i że los niemal zawsze każe nam płacić za wyrządzone przez nas zło. W ostatecznym rozrachunku każdy człowiek zapłaci karę za swoje złe uczynki. Człowiek, który o tym pamięta, nie będzie na nikogo zły ani oburzony, nie będzie nikogo lżył, nikogo winił, nikogo obrażał ani nienawidził.
Przebaczenie i życie bez nienawiści… tylko z BOGIEM I W JEGO MIŁOŚCI… to największy cud!
Zamiast więc nienawidzić naszych wrogów, współczujmy im i dziękujmy Bogu, że nie uczynił nas takimi, jakimi uczynił ich. Zamiast kumulować nienawiść i żądzę zemsty, okażmy im zrozumienie, współczucie, pomoc i zmówmy za nich modlitwę. Wtedy zrozumiemy, że cuda naprawdę się zdarzają… I to jest sens ZMARTWYCHWSTANIA. Ciągłe zaczynanie od nowa i wiara w to, że cuda się zdarzają! Zmartwychwstanie JEZUSA trwa dalej w naszym codziennym życiu, pomimo Wielkich Piątków i drogi krzyżowej chorób i niepewności! Jezusa naprawdę ZMARTWYCHWSTAŁ, jest NADZIEJA! CUDA NAPRAWDĘ SIĘ ZDARZAJĄ!