Lubię Cię. – Prawda czy fałsz? [FELIETON]
Lubimy bajki, lubimy uciekać do wyobraźni, gdzie jest przyjemnie i miło, i lubimy być lubiani. Prawdziwe życie jednak to nie bajka, a słynni aktorzy zza oceanu nie zapraszają do grona znajomych osób, o których istnieniu nie mogą mieć bladego pojęcia - pisze w swoim felietonie pn. "Lubię Cię. – Prawda czy fałsz?" Barbara Musiałek.
Pewien aktor światowej sławy wysłał mi zaproszenie do grona znajomych na Instagramie. Brzmi niewiarygodnie, prawda? Niewiarygodne, a raczej trudne do zaakceptowania jest to, ile iluzji i fałszu istnieje w dzisiejszym świecie, który, jak można zauważyć, nie jest już podzielony tylko na to, co materialne i to, co duchowe. Istnieje jeszcze „równoległy” świat wirtualny.
Znajomości jak ze snu
Lubimy bajki, lubimy uciekać do wyobraźni, gdzie jest przyjemnie i miło, i lubimy być lubiani. Prawdziwe życie jednak to nie bajka, a słynni aktorzy zza oceanu nie zapraszają do grona znajomych osób, o których istnieniu nie mogą mieć bladego pojęcia. Chyba że we śnie. Mnie na przykład przyśnił się kiedyś David Bowie, który wyznał mi miłość, siedząc na kanapie w domu moich rodziców. Gdyby na tej podstawie stworzyć scenariusz filmowy, wyszłaby niezła komedia.
Czy zawsze trzeba być miłym?
Nawiązując do kina – podczas wizyty w Żorach, ze sceny „Na Starówce” pani Katarzyna Miller – słynna psycholog, psychoterapeutka i autorka książek – wspominała swoich rodziców, mówiąc m.in. o tym, kogo każde z nich lubiło, a kogo nie. To mi przypomniało, że kiedyś, gdzieś przeczytałam lub usłyszałam o tym, jak ważne jest, aby bliscy sobie ludzie, oprócz tego, że wzajemnie się kochają, także się lubili. Jednocześnie wróciły do mnie słowa mojej starszej koleżanki z dawnej pracy, która złożyła mi bardzo nietypowe życzenia z okazji ważnego dla mnie święta, mówiąc, abym była miła.
Obie te rady wydały mi się zaskakujące i dziwne. Bo kochać można mimo wszystko, ale czy lubić też? I czy wystarczy być miłym, aby być lubianym? Niekoniecznie. Potrzebna jest wola obu stron – jedna musi chcieć być lubianą, a druga chcieć tę pierwszą polubić. Potem można już darzyć kogoś sympatią niezależnie od jego wad, o ile te nie są zbyt uciążliwe.
Dzisiaj bliższe jest mi pytanie – „Czy można lubić kogoś, nie lubiąc siebie?”. Wydaje się, że tak. Ale lubienie siebie wiele ułatwia, na przykład lubienie innych przez nas i lubienie nas przez spotykane osoby. Ponadto, gdy z przyjemnością uśmiechamy się do swojego odbicia w lustrze, nie musimy zabiegać o cudze względy za wszelką cenę – a nie zawsze chce nam się być tak miłym, jak wypada. Nie mają też większego znaczenia słowa tych, którym zależy na poprawieniu swojego samopoczucia kosztem naszego.
Lubię, szanuję…
Wracając do niezwykłych znajomych z portali społecznościowych – warto sobie zadawać pytania: „Czy mam uwierzyć, że ktoś mający rzeszę fanów może zapałać do mnie sympatią na podstawie publikowanych zdjęć i wpisów? Czy lubię i szanuję siebie na tyle, żeby nie wierzyć w bajki?”.
Czy uważam, że jestem na tyle fajną osobą, że aktor z Hollywood mógłby się mną zainteresować? Tak, jestem tego nawet pewna. Uważam, że mielibyśmy wiele wspólnych tematów do poruszenia, jak aktorstwo, reżyseria, literatura światowa. Oj, byłoby o czym rozmawiać. Ale taka sytuacja mogłaby się zdarzyć tylko wtedy, gdybym była mówiącą biegle po angielsku, międzynarodową gwiazdą kina, telewizji, radia czy innych mediów. Jak na razie „świecę” daleko poza galaktyką, którą zamieszkuje ów pan, i na to nawet wszechmocny Internet nic nie poradzi.
Pustynia też nie pomoże
Potrzebujemy coraz lepszych, grubszych filtrów, żeby odróżnić prawdę od fałszu. Bo skoro mogę mieć natychmiastowy kontakt z ludźmi z całego świata, to czemu nie z kimś sławnym i wybitnym? Filtry te stają się cieńsze, im bardziej człowiek potrzebuje miłości i akceptacji, kiedy czuje się samotny albo znudzony. Jeśli są zbyt słabe, można wpaść w pułapkę wilka z bajki i stać się ofiarą oszustwa, obudzić z przysłowiową ręką w nocniku.
W świecie wirtualnym czyha tak wiele niebezpieczeństw, jak w fizycznym i duchowym. Wszędzie istnieją ludzie, którzy próbują wykorzystać innych. Trzeba więc być czujnym. Można też nie bywać w „internetach” lub można… wyjechać na pustynię – problem polega jednak na tym, że Internet, w tym wszystkie jego „błogosławieństwa i przekleństwa”, dociera nawet tam, a bez szybkich form komunikacji trudno nam żyć.
Znajomości możemy wybierać
Nie każdy musi nas lubić, a my nie musimy lubić każdego. Nie jesteśmy nikomu winni naszych uczuć. I choćby zapraszał nas do grona znajomych sam papież albo Święty Mikołaj (a grudzień tuż, tuż, więc wszystko możliwe), to radzę nie odpowiadać, bo, mimo że jesteśmy warci najlepszych znajomości, takie rzeczy po prostu są nierealne. I jeśli nawet któryś z „wielkich” zadzwoni osobiście, zwracając się do nas po polsku, lepiej odłożyć słuchawkę. Więcej dobrego stanie się, kiedy to my zadzwonimy – do kogoś, z kim dawno nie rozmawialiśmy: dawnego przyjaciela, członka rodziny, kolegi czy koleżanki z lat szkolnych.
Aby czuć się bardziej wartościowo i wieść życie jak z bajki, nie potrzebujemy mieć wśród znajomych „kogoś ważnego” (o co, w moim mniemaniu, zabiegała Hiacynta Bukiet – główna bohaterka brytyjskiego serialu komediowego „Co ludzie powiedzą?”). Naszemu istnieniu możemy dodać wartości w mniej ryzykowny sposób, niż nawiązywanie kontaktu z osobami znanymi. Trzeba tylko doceniać ludzi wokół nas, zwłaszcza tych, którzy chcą z nami przebywać. A ci sławni? Oni na pewno mają wystarczająco dużo przyjaciół, i nie muszą szukać nowych po całym świecie. Takie podejrzane sytuacje najlepiej od razu zgłaszać i blokować znajomości.
Barbara Musiałek – autorka tekstów poetyckich, dziennikarskich oraz scenariuszy teatralnych. Zawodowo związana z Klubem Miejskiego Ośrodka Kultury REBUS w Żorach, gdzie prowadzi spotkania Koła Poetów „Wena” – uczestniczą w nich zarówno lokalni autorzy wierszy, jak i twórcy z innych miejscowości regionu śląskiego. Kieruje też amatorskimi grupami teatralnymi: „Apteczką” oraz „e-S-ką”. Pisze i reżyseruje sztuki wystawiane przez te zespoły. Jej wiersze i artykuły ukazują się w rocznikach „Kalendarza Żorskiego”. Tworząc poezję, często inspiruje się współczesnymi dziełami malarskimi (a czasem bywa na odwrót – że jej słowa stają się impulsem do czyjejś twórczości); dlatego ma na swoim koncie kilka wspólnych, poetycko-malarskich, wystaw będących pokłosiem artystycznej współpracy z autorkami obrazów.