Wypadek w kopalni. Nie manipulowano czujnikami metanu
W 2018 roku 12 górników, zatrudnionych przez firmę z Jastrzębia-Zdroju, zginęło w wypadku w czeskiej kopalni, w Stonawie. Polska prokuratura uznała, że nie było w tym winy człowieka. Śledztwo umorzono.
W tej sprawie odbyła się konferencja prasowa w czeskiej Ostrawie. Prokurator Jiří Foltyn, członek polsko-czeskiego zespołu dochodzeniowego, powiedział, że tragedia nie została spowodowana przez człowieka. Prokuratura Okręgowa w Gliwicach zgodziła się z tymi ustaleniami i umorzyła śledztwo.
- Przesłuchaliśmy wiele osób, zarówno w Polsce, jak i Czechach. Pozyskaliśmy też informację z różnych nośników danych, których była niezliczona ilość. Strona polska również prowadziła ekspertyzy na podstawie danych pozyskanych z pamięci komputera kombajnu górniczego - relacjonował przebieg śledztwa prokurator Foltyn.
Śledczy ustalili, że pod ziemią doszło do "zjawiska geomechanicznego" i uwolniły się duże ilości metanu. Do wybuchu doszło na skutek przedostania się metanu na miejsce pracy kombajnu górniczego i mechanicznego spowodowania iskry przez dwa metalowe elementy. Nie stwierdzono manipulacji czujnikami metanu ani naruszenia przepisów BHP.
Przypomnijmy, że tragedia miała miejsce 20 grudnia 2018 roku w godzinach popołudniowych, w czeskiej Stonawie. Ponad 800 metrów pod ziemią doszło do zapalenia i wybuchu metanu, co spowodowało śmierć 13 górników, w tym 12 Polaków. Trudne warunki panujące pod ziemią były powodem odgrodzenia miejsca katastrofy poprzez wybudowanie specjalnych tam. Ciała zmarłych górników wydobyto wiosną następnego roku.