Kuzynka bliższa czasem niż siostra. Ufaj swoim wyborom [FELIETON]
"To lato, nietypowo, przebiega mi pod hasłem powrotu do przeszłości, wiem jednak, że wiedza na temat przyszłości nie przyniosłaby mi niczego dobrego" - pisze w swoim najnowszym felietonie pt. "Kuzynka bliższa czasem niż siostra. Ufaj swoim wyborom" Barbara Musiałek.
Warto, od czasu do czasu, przejrzeć swoje „skarby”. Ja w ten sposób natknęłam się na list od Cioci i czarno-białe zdjęcie widoku z okna mojego dziecinnego pokoju. Oba „znaleziska” pochodzą z tego samego okresu.
Trzymając tak w jednej ręce kartkę zapisaną ręką siostry mojej mamy, a w drugiej starą fotografię, próbowałam przypomnieć sobie, czy jako nastolatka chciałam poznać swoją przyszłość. Nie doszukałam się takiej myśli, więc zakładam, że nie; ale dziś ciekawi mnie, jak wyglądałoby moje życie, gdybym w tamtych dniach dostała list, z którego dowiedziałabym się, co mnie czeka. Albo gdyby świętej pamięci Ciocia dała mi chociaż jedną wskazówkę, która wyposażyłaby mnie w poczucie nieograniczonej pewności siebie już na starcie w dorosłość.
To może być kuszące, lecz…
Nie bez powodu życie porównuje się do przygody. Kiedy pojawiamy się na świecie, zaczynają być tworzone nasze indywidualne bazy danych, które regularnie uzupełniamy, nie mając pojęcia o tym, co przyniesie następny dzień. Co by było, gdybyśmy dowiedzieli się, jakimi ludźmi staniemy się za trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt lat? I umieli przewidzieć, ile naszych marzeń doczeka się spełnienia? Czy angażowalibyśmy się w te same działania, które stworzyły dzisiejszy obraz każdego z nas?
Efekt końcowy, czyli my za iks lat, to wynik pracy, jaką wkładamy w udoskonalanie siebie. Planując remont domu, przewidujemy, jak poszczególne pomieszczenia będą wyglądały po zakończeniu prac, nawet jeśli na projekt naniesiemy zmiany. Z kolei układając kolejne etapy życia na osi czasu, nie możemy mieć żadnej pewności, czy wydarzenia będą nam sprzyjały. Nie da się przewidzieć rozwoju technologii (choć pewnie odpowiedni eksperci to potrafią), pojawiających się możliwości i zagrożeń, zdarzeń losowych, wojny, epidemii..., wszystkiego, co sprawia, że musimy zmienić to i owo, by nie stracić tego, co ważne; lecz, kiedy nam się udaje, wewnętrznie wzrastamy. Uważam więc, że wiedza na temat przyszłości byłaby jak spojler ciekawie zapowiadającego się filmu.
Dobra rada cioci
Gdybym jednak mogła przemycić jedno zdanie do przeszłości, do momentu, w którym zrobiono zdjęcie, o którym wspomniałam na początku tego tekstu, byłoby to: „Ufaj swoim wyborom”. Mogłabym się pod nim podpisać nawet jako własna ciocia.
Taka myśl przewodnia skasowałaby znaczną część lęków, jakie potrafią dręczyć człowieka – zamiast zastanawiać się nad tym, czy dobrze wybrałam, bo „co będzie, jeśli się nie uda?”, po prostu ufałabym, że wybór, którego dokonałam, jest dobry, bo to mój wybór, i nawet jeśli się pomylę, to ostatecznie wyjdzie z tego coś dobrego.
Zalecenie to wydaje mi się łatwiejsze do stosowania, niż popularne rady w stylu „ufaj sobie” czy „uwierz w siebie”. Czasem prościej jest uwierzyć w coś zewnętrznego, a wybory wydają się czymś poza mną. Dlatego wiarę w dokonywanie właściwych wyborów traktuję jak kuzynkę wiary w siebie – niby to ktoś spoza domu a jednak bliski.
Ale czy, wzbogacona o tę mądrość dawno temu, dziś byłabym tą samą osobą, którą stałam się, dochodząc do wspierającego przekonania stopniowo? Nigdy nie lubiłam chodzić na skróty, więc… to raczej nie dla mnie.
Być jak mewa
Podczas wakacji chodzę na plażę, by uspokoić myśli, wpatrując się w morskie fale. Na początku nie jest to proste. W tym roku pomógł mi widok mew.
Przyglądałam się ptakom, podziwiając, jak stoją na palach niewzruszone. Targał nimi wiatr, a słone krople wody musiały wpadać im do oczu. Jednak one wyglądały, jakby w tym staniu miały swój cel i nie zamierzały ustąpić, dopóki go nie osiągną. Każda mewa z osobna wydawała się silna, a w grupie nie do pokonania. Postanowiłam być jak te stworzenia. Dotrwać do końca czasu, który sobie założyłam, mimo tego wszystkiego, co mnie rozpraszało: szumu i siły wiatru, rozmów mijających mnie ludzi, przebodźcowania umysłu, który pozbawiony zabawek w postaci powiadomień z mediów społecznościowych, domagał się nowych wrażeń...
Kiedy więc czułam pokusę, by zacząć robić coś ciekawszego od „nicnierobienia”, kierowałam swoją uwagę na mewy, obserwując przy tym, jak moje myśli przypływają i odpływają niczym morskie fale, dopóki nie osiągnęłam tego, po co przyszłam.
Czasem po prostu trzeba dłużej postać
Po czerwcowym gradobiciu i niewyobrażalnej ilości wody, jaka wylała się na mnie z nieba nad Żorami, powodując, że zrobienie kilku kroków i zaczerpnięcie powietrza graniczyło z cudem, wakacje nad morzem nie cieszyły mnie tak bardzo. Woda budziła większy respekt niż wcześniej. Obserwowałam chmury już nie w celu medytacyjnym, lecz po to, by kontrolować ewentualne zmiany pogody. Nie chciałam znów walczyć o każdy oddech.
Ale przypatrując się mewom, jak trwają w miejscu mimo przeciwności, ja również postanowiłam być tak nieugiętą jak one. Wybrałam osiągnięcie spokoju wewnętrznego zamiast ucieczki w spokojne miejsce zewnętrzne. I to była dobra decyzja.
Nad strachem można bowiem zapanować. Czasem trzeba po prostu postać dłuższą chwilę bez ruchu i bez poczucia, że cokolwiek się musi. W tamtej chwili niczego nie musiałam, niebo też stwierdziło, że niczego nie musi, nawet pokazywać swojego popisowego numeru w postaci zachodu słońca.
Kiedy skończyłam, usiadłam na ławce stojącej przy wejściu na plażę. Z tej strony do mych uszu docierała melodia disco polo, od ulicy pobrzmiewały dźwięki skrzypiec, zaś pośrodku odbywał się nieśmiertelny koncert morskiej orkiestry. Pomyślałam, że szum fal, przebijający się między różnymi gatunkami muzyki, jest jak pulsująca w żyłach krew. Zewnętrzne okoliczności mogą się zmieniać, ale krew płynie w organizmie, dopóki żyjemy.
Z tamtym listem od cioci łączy mnie ta sama krew, która do dziś nosi ślady słów zapisanych ręcznie na kartce papieru, wyrwanej z zeszytu i wysłanej pocztą w zaadresowanej kopercie.
Niech życie nie przestaje być interesujące
Na czarno-białym, fotograficznym, zapisie widoku z okna jest kwiat w doniczce, prawdopodobnie zielistek, stojący na parapecie, czubek głowy nieznanego mężczyzny i nieśmiertelny blaszak, w którym dziś mieści się jeden z dyskontów. To lato, nietypowo, przebiega mi pod hasłem powrotu do przeszłości, wiem jednak, że wiedza na temat przyszłości nie przyniosłaby mi niczego dobrego. Byłoby nudno, gdybym wiedziała, że cokolwiek zrobię, efekt moich starań będzie ten sam. Kończąc temat, stwierdzam, że szkoła życia jest fascynująca, chociaż nauczyciele bywają okrutni. Jedni z nas uczą się ufać swoim wyborom wcześniej, inni później, ale ważne, byśmy wciąż byli ciekawi dalszego ciągu naszych historii.
Barbara Musiałek – autorka tekstów poetyckich, dziennikarskich oraz scenariuszy teatralnych. Zawodowo związana z Klubem Miejskiego Ośrodka Kultury REBUS w Żorach, gdzie prowadzi spotkania Koła Poetów „Wena” – uczestniczą w nich zarówno lokalni autorzy wierszy, jak i twórcy z innych miejscowości regionu śląskiego. Kieruje też amatorskimi grupami teatralnymi: „Apteczką” oraz „e-S-ką”. Pisze i reżyseruje sztuki wystawiane przez te zespoły. Jej wiersze i artykuły ukazują się w rocznikach „Kalendarza Żorskiego”. Tworząc poezję, często inspiruje się współczesnymi dziełami malarskimi (a czasem bywa na odwrót – że jej słowa stają się impulsem do czyjejś twórczości); dlatego ma na swoim koncie kilka wspólnych, poetycko-malarskich, wystaw będących pokłosiem artystycznej współpracy z autorkami obrazów.