Odwaga znajduje się na brzegu [FELIETON]
Nie podejmując żadnego działania, oddajemy komuś lub czemuś władzę. Tak, jak w przypadku wyborów. Wiadomo, że czasem się przegrywa, a czasem wygrywa, ale osobiście lubię czuć, że nie oddałam zwycięstwa bez walki - pisze w swoim felietonie pn. "Odwaga znajduje się na brzegu" Barbara Musiałek.
Różne obawy spadają na człowieka jak wielkie bryły lodu. Trzeba pracy nad sobą, aby je stopić i ruszyć z miejsca. Pewien mężczyzna powiedział mi, że najbliższa mu osoba nie podziela jego życiowej pasji, ponieważ boi się wody. Kobieta zostaje w domu za każdym razem, gdy on wsiada na łódź i oddaje się swej ulubionej czynności – samotnie. Sytuacja tej pary uświadomiła mi, że ze strachem przed wodą jest tak, jak z każdym innym strachem: przed pająkami, związkami, lataniem…, a nawet przed tym, co ludzie pomyślą lub, co gorsze, powiedzą – nieujarzmiony lęk potrafi skutecznie człowieka uziemić i uwięzić w czterech ścianach, nawet gdy fizycznie nic nie stoi na przeszkodzie, by wystawić stopę za próg.
Niektórzy zachowują się tak odważnie, że innym dech zapiera na samą myśl o wyczynach tych pierwszych. Jak im się to udaje? Wielu z nas chciałoby poznać sekretny sposób na poskromienie wroga, który zamieszkuje ciała i umysły, a którego tworzymy z naszych przykrych doświadczeń i wyobrażeń. Bo jeśli strach przejmie władzę nad życiowymi wyborami, nie zrobimy już niczego, co podniesie jakość naszej egzystencji i dzięki czemu będziemy dumni z siebie.
Wspomniany mężczyzna opowiedział mi jeszcze wiele ciekawych historii ze swojego życia, ale pamięcią uczepiłam się tej jednej, o lęku, który pozbawił wrażliwą kobietę możliwości wspólnego spędzania czasu ze swym ukochanym.
Byliśmy w porcie rybackim. Właśnie przepływał statek. Kiedy spojrzałam na wzburzone morskie fale, udzielił mi się strach pani serca mojego rozmówcy i poczułam lekki zawrót głowy. Ta woda mogła mnie wciągnąć, gdybym jej na to pozwoliła. Nie pozwoliłam, gdyż spojrzałam na brzeg pokryty solidnym betonem. Swoją uwagę skierowałam na grunt pod stopami, gdzie było bezpiecznie. Bo „ciało podąża za myślą”.
Mówi się, żeby nie patrzeć w dół, będąc wysoko. Ale na co wtedy patrzeć? Pewnie na coś stabilnego, na cokolwiek, co chroni ciało przed bezwładnym pikowaniem w dół. W tym miejscu ktoś może zapytać o sens wspinania się. Po co zdobywać szczyty, skoro tak wiele jest do stracenia? Tego pytania raczej nie zadają sobie ci, którzy osiągnęli to, do czego usilnie dążyli, spełniając z pozoru szalone marzenia: himalaiści, podróżnicy, sportowcy, biznesmeni, ludzie nauki, sztuki, literatury... Wszyscy ci, którzy okiełznali strach.
Właściwie… po co się bać? Przecież stale ryzykujemy – zarówno decydując się na działanie, jak i na bierność. W pierwszym przypadku – jeśli mimo obaw zrealizujemy odważne plany – poczujemy wewnętrzną moc, jak ktoś, kto samotnie okrążył świat na rowerze, kajaku, motorze albo pokonał górski szlak długodystansowy. W drugim – jeżeli pozwolimy, by zawładnęły nami różne lęki – możemy skazać siebie na bezwładne dryfowanie po obrzeżach życia. Bo brak działania też ma swoje konsekwencje. Na przykład: nie wykonując badań profilaktycznych z obawy przed złymi wynikami, będziemy żyli w błogiej nieświadomości; ale w tym czasie, w naszym organizmie, może rozwijać się coś, co niezbadane wymknie się spod kontroli. A gdy w osiąganiu celów będziemy widzieć same przeszkody zamiast możliwości, to żal z powodu niewykorzystanego potencjału też rozejdzie się po ciele jak choroba.
Nie podejmując żadnego działania, oddajemy komuś lub czemuś władzę. Tak, jak w przypadku wyborów. Wiadomo, że czasem się przegrywa, a czasem wygrywa, ale osobiście lubię czuć, że nie oddałam zwycięstwa bez walki. I teraz też nie zamierzam. Przeglądając żorską listę kandydatek i kandydatów do Sejmu i Senatu, mówię: „No to zobaczymy”.
Zawsze korzystam z prawa wyborczego, wiedząc, jak trudno było kobietom to prawo zdobyć. Czy się bały? Możliwe, ale wyobrażam sobie, że w swoich dążeniach Polki, do 1918 roku, skupiały się nie na obawach, lecz na wolności i równości, których pragnęły, i na tym, że tak jak mężczyźni mają coś do powiedzenia, nie tylko w kwestii obiadu. Że chcą decydować o świecie, w którym żyją one i ich dzieci. Wrzucając do urny kartę do głosowania, w duchu oddaję im hołd i myślę o tym, jakiego kraju chcę. Ideałów nie ma, ale wiem, która strona jest najbliższą moim poglądom. I jestem z siebie zadowolona niezależnie od wyniku.
Jadąc nad morze czy ocean, można bać się tsunami. Ale zginąć można też siedząc wygodnie na kanapie, podczas trzęsienia ziemi. Wystarczy, że żyrandol spadnie na głowę. Ale to już są sprawy, które od nas nie zależą. Wolę więc zrobić krok na przód i patrzeć na wzburzone fale. Bo jeśli tego nie uczynię, nie przejdę się plażą o zachodzie słońca, a moje życie będzie szare i nijakie. Żadne seriale czy programy telewizyjne nie dadzą mi tego co odwiedzanie pięknych miejsc, dotykanie stopami piasku, słuchanie szumu morza, wchłanianie w siebie niesamowitych widoków.
Strach zawsze będzie nam towarzyszył, jednym bardziej, drugim mniej, w zależności od konstrukcji psychicznej oraz zawartości pamięci genetycznej i komórkowej (bo okazuje się, że traumy też można dziedziczyć. Dla zainteresowanych polecam literaturę z zakresu epigenetyki, na przykład Sekrety przodków, czyli jakie znaczenie ma to, że twoja prababka zwiała przez okno z kochankiem? Katarzyny Drogi. Książkę wydano w 2018 r. w Warszawie).
Silny lęk czasem ochroni nas przed zgubnymi decyzjami, innym razem porządnie unieruchomi. Lepiej więc patrzeć na brzeg, a nie na fale, w które można wpaść. Równie dobrze można wpaść pod autobus, ale przecież, idąc ulicą, skupiamy uwagę na chodniku, a nie na jezdni. W takich warunkach możliwość wypadku pojawia się, gdy autobus się zepsuje lub kierowca zaśnie albo zemdleje. Takie uliczne tsunami. Tym brzegiem może być wiara w siebie poparta doświadczeniem, w Boga poparta własną praktyką, czy cokolwiek innego, co sprawdza się jako przeciwwaga dla wątpliwości, którymi karmi się groźny przeciwnik.
Odwaga to bardzo indywidualna sprawa. Jedni pokonują „demony”, umawiając się na spotkanie ze swoją sympatią, inni kupując dom, a jeszcze inni jadąc z pomocą humanitarną w miejsca, gdzie toczy się wojna. Ważne, by robić co się da, pokonując własne ograniczenia.
Barbara Musiałek
Barbara Musiałek – autorka tekstów poetyckich, dziennikarskich oraz scenariuszy teatralnych. Zawodowo związana z Klubem Miejskiego Ośrodka Kultury REBUS w Żorach, gdzie prowadzi spotkania Koła Poetów „Wena” – uczestniczą w nich zarówno lokalni autorzy wierszy, jak i twórcy z innych miejscowości regionu śląskiego. Kieruje też amatorskimi grupami teatralnymi: „Apteczką” oraz „e-S-ką”. Pisze i reżyseruje sztuki wystawiane przez te zespoły. Jej wiersze i artykuły ukazują się w rocznikach „Kalendarza Żorskiego”. Tworząc poezję, często inspiruje się współczesnymi dziełami malarskimi (a czasem bywa na odwrót – że jej słowa stają się impulsem do czyjejś twórczości); dlatego ma na swoim koncie kilka wspólnych, poetycko-malarskich, wystaw będących pokłosiem artystycznej współpracy z autorkami obrazów.