Myślałam, że jestem bezużyteczna. Wywiad z niedoszłą samobójczynią
Co dzieje się w głowie osoby, która ma depresję i jest o krok od popełnienia samobójstwa? Opowiedziała nam o tym mieszkanka naszego regionu, która przetrwała ten dramatyczny okres w swoim życiu.
- Zauważyłaś, że dzieje się z tobą coś nie tak, czy ktoś musiał ci to uświadomić?
- Sama to zauważyłam i zdając sobie sprawę z tego, że coś się dzieje, uświadomiłam o tym moją mamę. W tym czasie zwierzyłam się też moim przyjaciołom. Wszystko tak we mnie uderzało, że nie dawałam sobie sama rady.
- Jak zareagowali?
- Wszyscy reagowali wręcz przesadnie. Jeśli chodzi o moich rówieśników czy rodzinę, w większości odbywało się to droga elektroniczną. Przez smsy, telefony. Często reagowali krzykiem.
- Co było wtedy w twojej głowie?
- Wiele negatywnych myśli, ale przede wszystkim towarzyszyła mi bardzo niska samoocena.
Myślałam, że jestem bezużyteczna, do niczego się nie nadaję, że nikogo sobie nie znajdę z kim będę szczęśliwa. Myślałam, że wszystkich tylko ranię, że wszyscy się ode mnie odwracają.
- Gdzie szukałaś pomocy?
- Zaczęłam chodzić do psychologa. W sumie zaczęło się od tego, że wtedy tańczyłam w pewnym zespole i na mistrzostwach Polski dostałam arytmii serca. Od wtedy zaczęłam chodzić do różnych lekarzy, aż w końcu dostałam skierowanie do psychologa, ponieważ lekarze stwierdzili, że może być to problem o podłożu stresowym. Od tego się wszystko zaczęło i po niedługim czasie psycholog skierował mnie do psychiatry. Przez pięć lat zażywałam psychotropy. I po tych latach nastąpił we mnie pewien przełom. Pomyślałam: "Co jest ze mną nie tak? Dlaczego jestem tak nienormalna, że potrzebuję tabletek, aby normalnie funkcjonować?". Wtedy sama je odstawiłam, bez wiedzy lekarza.
- Co się działo, gdy przestałaś brać leki?
- Przykładowo zaczynałam płakać w losowych momentach. Nawet wtedy, gdy nic się nie działo. Dajmy na to spojrzałam na szklankę, w której nie ma wody i zaczynałam płakać. Do tego wszystko mnie bolało, wszystko nadmiernie mi przeszkadzało. Nawet gdy ktoś chciał dla mnie dobrze, pytał co u mnie, dawał dobre rady - zaczynałam płakać, krzyczeć, wybuchałam histerią.
- Czy skonsultowałaś się z lekarzem, widząc jak w złym jesteś stanie?
- Nie. Miałam jeszcze zapas hydroksyzyny i właśnie nią ratowałam się w krytycznych sytuacjach.
- Odebranie sobie życia to ostateczność. Co czuje osoba, która chce targnąć się na swoje życie?
- Beznadziejność, frustrację. To, że nikt tej osoby nie rozumie, wszyscy sobie myślą, że coś sobie ta osoba wymyśliła. Osobie chorej na depresję nie mówi się "wszystko będzie dobrze", czy "nie płacz". To tylko pogarsza sytuację.
- Mówiłaś, że leczyłaś się pięć lat. Ile trwała twoja depresja? Kiedy to się zaczęło?
- Zaczynało się jakoś 7 lat temu. Wtedy chodziłam jeszcze do gimnazjum (bo wtedy jeszcze były gimnazja). Maksymalnie pół roku później zaczęłam już chodzić do psychiatry i brać leki. Później, jak wspominałam wcześniej, odstawiłam je sama i z czasem się poprawiło.
- Jak chciałaś odebrać sobie życie?
- Nie myślałam o tym. Nigdy nie myślałam o tym w jaki sposób chcę to zrobić, po prostu czułam, że muszę, że to najlepsze wyjście.
Gdy czułam taki nonsens, zaczynałam się ciąć, mam mnóstwo blizn.
- Co dziś myślisz o tak drastycznym kroku jak samobójstwo?
- Moje myślenie było bardzo egoistyczne. Teraz widzę, że tylko wszystkich by to skrzywdziło. A nie chcę nikogo krzywdzić.
- Co zaważyło na tym, że odsunęłaś od siebie najgorsze myśli?
- Rodzina i przyjaciele. Widziałam, że mnie kochają. Gdy ja płakałam i miałam gorszy czas, najbliżsi reagowali podobnie. Podnosiło mnie na duchu to jak widziałam, że osoby wręcz obce, martwiły się o mnie. Znajomi, którzy widzieli, że coś złego się ze mną dzieje, prosili, żebym nic sobie nie robiła.
- Jak z perspektywy czasu patrzysz na to co już za tobą?
- Za bardzo się wszystkim przejmowałam. Za bardzo wszystko brałam do siebie. Z perspektywy czasu widzę, że niektóre rzeczy trzeba mieć po prostu "gdzieś". Nie przejmować się. Przez to wszystko miałam też lęki społeczne. Bałam się wychodzić do ludzi.
- A co powiedziałbyś tym, którzy podobnie jak ty kiedyś, zastanawiają się nad ostatecznym wyborem?
- Trzeba dać sobie chwilę oddechu. Podejść do wszystkiego na spokojnie. Nie przejmować się zdaniem innych na swój temat. Jeśli coś nam u kogoś przeszkadza, trzeba to powiedzieć drugiej osobie. Zwracanie uwagi może być niemiłe. Ale przysłuży się znajomości.
- Jak jest teraz? Wydajesz się szczęśliwa.
- Bo jestem. Mam rodzinę. Oczywiście są takie sytuacje, kiedy gorzej się czuję. Wpadam w przysłowiowy "dołek" i wtedy zaczynam płakać, ale wiem, że to co było - minęło i nie ma co tego rozpamiętywać.
(imię i nazwisko rozmówcy do wiadomości redakcji)
Zobacz również:
Nie odbieraj sobie życia!
Jeśli przychodzą Ci do głowy myśli samobójcze, koniecznie skorzystaj z pomocy. Nie ma sytuacji bez wyjścia! Jest wiele osób, które chcą Ci pomóc. Warto zadzwonić na jeden z numerów specjalnych telefonów zaufania. Nikt nie dowie się o tym, że dzwoniłeś, a na pewno uda się w ten sposób znaleźć rozwiązanie Twoich problemów:
- Ogólnopolski Telefon Zaufania dla osób w kryzysie emocjonalnym: 116 123
- Ogólnopolski Telefon Zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111
- Telefon zaufania Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach: 800 163 090
- Telefon wsparcia dla osób w kryzysie psychicznym: 800 702 222
- Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie "Niebieska linia": 800 120 002
Tego osobnika na "r" nie skomentuję, szkoda czasu i nerwów.
1231231221, wśród księży również niewielu jest wierzących. Od proboszcza w górę to są już administratorzy włości, nie słudzy boży... Z resztą KRK to biblijna nierządnica... O czym wiedzą/domyślają się ludzie czytający Biblię.
Proponuje iść najpierw do księdza na kolana albo na plebanię, on pokaże Boga.
Ten się nawet do tak poważnych tematów musi ze swoimi bzdurami wpychać. Boże...
Dobry, o tym często pisałem przy "okazjach" informacji o jakimś samobójcy: to są egoiści. Bezbożni.
Człowiek wierzący (nie "religijny") sam sobie życia nie odbierze. Bo nasze ciało jest świątynią Boga. Dlatego zły promuje te wszystkie zboczenia...
Ja przeszedłem przez śmierć bliskiej osoby w rodzinie, i traumę mam do dziś nie było dnia bym o tym nie myślał i nie życzę nikomu by spotkało go to wielkie i trudne do niesienia na swoich barkach przeżycie, życie jest zbyt cenne by je tracić i bliskim zrobic największą krzywdę jaka bliski może bliskim zrobić samobójstwo to gra szatana
PRAWO DO ZMIANY I DAĆ ODEJŚĆ ???!!! OBYŚ NIGDY NIE BYŁ W TAKIEJ SYTUACJI !!!
Skoro do Ńi jakiego Boga, to kaj je ten ńi jaki Bóg?
No tak, "wszystko będzie dobrze" nie mówmy... Może powiedzmy "wszystko będzie źle"? Co za bezsens...
Zawsze należy pocieszać osoby strapione życiem. A przede wszystkim należy wrócić do Boga. "Bez Boga nawet do proga", o czym wiedzieli nasi przodkowie ("przyjdźcie do mnie wszyscy...").
A jeśli jakiś "oświecony" (uczony w piśmie - wykształcony z dużego miasta) jest tzw. ateistą? Cóż, powodzenia na kozetce...
Jak ktoś chce odejść powinni mu nie zabraniać , nasze prawo jest do zmiany.