Zamyślenie o poczuciu krzywdy
Ks. Łukasz Libowski pisze o krzywdzie - w domu, w pracy, w Kościele...
1.
Odkrywam w ostatnich dniach, uważniej wsłuchując się w słowa, które docierają do moich uszu, że wiele jest w ludziach poczucia krzywdy. Odkrywam, jak bardzo czują się ludzie dotknięci, źle potraktowani. Przyznać muszę, że odkrywam to nie bez przejęcia, nie bez zadumy. I popadam z tej racji w melancholię. Ale, nie powiem, doznaję też z tego powodu ulgi. A może i radości; a przynajmniej czegoś z satysfakcji, czegoś z radości. Bo znowu przybliżam się nieco do tajemnicy życia i tajemnicy człowieka.
2.
Komuś zmarł rodzic i przy załatwianiu formalności w urzędzie potraktowany został przez urzędniczkę chłodno i oschle. Ktoś, będąc małym, lecz rozumiejącym już chłopcem, towarzysząc biednej matce przy zamawianiu u proboszcza pochówku ojca, usłyszał z ust księdza, że jego matka powinna sprzedać krowę, którą trzyma, by móc zapłacić za pogrzeb. Dorosły syn oświadczył mamie, która przez dziesięciolecia cierpliwie znosi alkoholizm męża, starając się o rodzinę, jak tylko może, że w ich domu nie było i nie ma miłości.
Ktoś poszedł do doktora i kiedy czekał na swoją kolejkę, do gabinetu medyka wszedł tuż przed nim ukraiński uchodźca, oznajmiając, że jego kolejka nie obowiązuje.
Ktoś zwrócił uwagę współpracownikowi, że winien nosić maseczkę, bo tak stanowią przepisy, i bezlitośnie został wyśmiany. Komuś coś dla niego ważnego obiecano i tego, co obiecano, nie dotrzymano. Ktoś poświęca się sprawom, które uważa za istotne, a nikt tego nie docenia.
No i jest jeszcze cała masa krzywd, rzekłbym, powszednich, codziennych. Płaca za niska. Ceny za wysokie. Wymagania horrendalne. Ocena niesprawiedliwa. Przełożony niekompetentny. Robota źle zrobiona. Usługa nieprofesjonalna. Obsługa nieprzyjemna. Za gorąco. Za zimno. Za długo. Za krótko. Za głośno. Za cicho.
Można by właściwie wymieniać w nieskończoność. By podsumować jakoś tę wyliczankę, zanotuję, że składają się na nią rzeczy większe i mniejsze, poważniejsze i mniej poważne, doniosłe i zwyczajne, żeby już nie powiedzieć, że trywialne, banalne. Ale wszystkie one mają wspólny mianownik: są krzywdą. A przynajmniej jako swoją krzywdę przedstawili mi je ci, których one spotkały.
3.
U niektórych poczucie krzywdy jest niezwykle subtelne, prawie że niezauważalne. Tak, u niektórych poczucie bycia skrzywdzonym ledwie się zarysowuje. Jak mi się wydaje, ludzie tacy swój ból, swoje cierpienie zdradzają na zewnątrz dyskretnie, jakby niechcący, przypadkiem. Odnoszę wrażenie, że gdyby ich o ten ból zagadnąć, zapytać, to najczęściej, przestraszywszy się, najzwyczajniej by się go wyparli. Ze wstydu, a może ze skromności czy z pokory. Ujmuje mnie to. Potrzeba takich ludzi pilnie i skwapliwie słuchać, aby ich poczucie doznanej krzywdy móc wysłyszeć i zarejestrować. Wysłyszeć je w ich słowach, a raczej między ich słowami. Oraz w tonie, barwie, melodii, a więc w muzyce ich głosu.
Są z kolei tacy, którzy swoje poczucie krzywdy potrafią nazwać i opisać. Którzy to, co im się niedobrego przytrafia, są w stanie zrelacjonować i opowiedzieć. Zrelacjonować i opowiedzieć konkretnie, rzeczowo, budując spójną i przekonującą narrację, wykazując niemałą zdolność analizy. Zrelacjonować i opowiedzieć ze spokojem, tak, że najzupełniej panują i nad swoją historią, i nad sobą, nad swoimi emocjami. Jakby mówili o sobie jako o osobie trzeciej. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że ludzie tacy są siebie i swoich poruszeń, swojego życia wewnętrznego bardziej świadomi. Ludzie ci, sądzę, wiedzą, co przeżywają. Acz pewno nie do końca.
U niektórych natomiast poczucie krzywdy jest duże, bardzo duże. To istne morze, ba, ocean, którego objąć nie można wzrokiem, który rozciąga się hen, aż po daleki horyzont. U tych poczucie krzywdy przeistacza się najpierw w rozczarowanie, w gorycz i we frustrację, a potem w gniew, w agresję, stając się ich życiową siłą napędową, energią, która ich niesie. Otóż to: niektórzy czerpią żywotne soki z doznanej krzywdy, żyją krzywdą doznaną. Bywa, że nawet drobna, niewielka krzywda rodzi u nich wielką złość. A najciekawsze jest dla mnie to, że poczucie krzywdy jest u takich ludzi niemal chyba zawsze niewyrażone i nieuświadomione.Nie wiedzą ci ludzie, że to właśnie poczucie krzywdy wiedzie ich i prowadzi przez życie. Tymczasem w imię tego poczucia walczą. Nieraz ze wszystkimi i o wszystko.
I tak powstaje nieszczęsny, zgubny, zaklęty krąg: skrzywdzeni krzywdzą. Ludzie tego trzeciego rodzaju są trudni do zniesienia. Jednocześnie są biedni. Wielce mi ich żal.
A to trzy jedynie sytuacje. Poza nimi zachodzą najprawdopodobniej inne jeszcze, bardziej skomplikowane. Jednakże ja z takimi mniej więcej albo im podobnymi, jak mi się zdaje, dotychczas się zetknąłem.
Dobry ksiądz, ale w Polsce atakują kościół. Niestety ludzie nieszczęśliwi muszą się na kimś wyżyć...
a czytałeś? czy tak po prostu się czepiasz, bo ksiądz?
Bełkot oderwanego od rzeczywistości, któremu się coś ciągle wydaje.
Słuszne zauważenie, że w ludziach dużo poczucia krzywdy. Jednak trudno się zgodzić z tym smutnym stwierdzeniem, jakie pojawia się na samym końcu: "Nasuwa mi się na myśl teza, że życie ludzkie to po prostu jedna wielka krzywda. W tym znaczeniu jedna wielka krzywda, że składa się na nie cała seria różnych krzywd, większych i mniejszych, raz wesołych, raz znowu tragicznych."
Podstawa to być dobrym - dla innych, ale też dla siebie. I zwykła ludzka dobra wola. Ale tego się ludzi nie uczy. Nie komunikujemy się, zamiast tego relacje traktujemy jak targowisko, negocjujemy, porównujemy, oceniamy, wybieramy. Dokonujemy transakcji, bo jesteśmy zbyt niedojrzali, by podejść do różnych spraw, nie próbując zaspokoić swoich przy tym swoich potrzeb emocjonalnych, dowartościować się, coś komuś/sobie udowodnić, poczuć się dostrzeżonymi, docenionymi, ważnymi... Więc się dzieje krzywda, bo są deficyty emocjonalne. Bo nikt ludzi nie nauczył, jak sobie radzić z emocjami, jak zadbać o siebie samych, jak budować zdrowe karmiące relacje. Bez straszenia, manipulowania i kombinowania. Szczerze.
Z krzywdą jest jak ze wszystkim - można ją potraktować jako pole do naszego wewnętrznego wzrostu, jak każde doświadczenie daje mądrość, różną w różnych sytuacjach, na różnych etapach życia. Emocje, które wywołuje nie powinny być spychane, warto się im przyjrzeć, to skarbnica wiedzy o nas samych, o tym czego nam samym w takiej chwili potrzeba.
I najwięcej jest tej krzywdy, którą człowiek człowiekowi... Warto jednak komunikować drugiej osobie, że jej słowa czy zachowanie jest dla nas krzywdzące. Wiem, że czasem trudno odsłonić swoje emocje, ale ludzkość nie będzie "zdrowa", jeśli nie będziemy mówić o tym, co nas boli i wspólnie skutki tych krzywd naprawiać, wynosząc mądrość na przyszłość.