"Owocna spowiedź", czyli lektura na Wielki Post
Ta książka to rodzaj poradnika dla chcących spowiadać się lepiej.
Wykwit duszpasterskiej gorliwości
Rzecz mała, ale wartościowa. Ponieważ mała, ma wielkie szanse być czytaną. I rzeczywiście jest czytana. Rozszedł się już, w kilka tygodni, pierwszy nakład, tysiąc sztuk, i teraz jak świeże bułeczki schodzi nakład drugi, drugie tysiąc sztuk. To niebywały sukces, którego Krzysztofowi, mojemu koledze, studentowi psychologii na KUL-u, najserdeczniej gratuluję; a byłbym nieuczciwy, gdybym nie dodał, że jednocześnie poniekąd zazdroszczę.
Moja zaś radość z literackiego debiutu Krzyśka jest tym większa, iż proponuje on w głębokim moim przekonaniu lekturę, jak powiadam, wartościową. Jak ją scharakteryzować? To rodzaj poradnika dla spowiadających się. Precyzyjniej: dla chcących spowiadać się lepiej. Lepiej, to znaczy owocniej. Tak, tłumaczy Krzysztof, żeby praktyka spowiedzi wyciskała wielowymiarowe błogosławione piętno na życiu tego, kto ją podejmuje.
Wyjaśniwszy więc, jak rozumie spowiedź owocną, autor opisuje dziesięć przeszkód, które na drodze ku takiej spowiedzi mogą się pojawić. Potem zajmuje się kwestią przygotowania się do spowiedzi, samą spowiedzią, jej ośmioma różnymi aspektami, by wreszcie udzielić odpowiedzi na pytania o to, gdzie, u kogo i jak często się spowiadać.
Wszystkie te wątki podejmuje Krzysztof rzetelnie, podając informacje czy wskazania, pod którymi śmiało mógłby się podpisać właściwie każdy duchowny. Treść zatem książki trudno raczej określić mianem oryginalnej.
Tym, co w wydawnictwie oryginalne i pociągające, i w sumie łatwo zauważalne, bo znajduje to swój wyraz w języku, jest jego swoisty, mocno osobisty ton. Krzysiek wypowiada się tu po prostu na temat sakramentu pokuty i pojednania, jako ten, kto uczestniczy w nim z jednej i drugiej strony kratek konfesjonału, ze wszystkimi tego plusami i minusami, subiektywnie.
Najurokliwsze w recenzowanym dziełku, jeśli pominąć jego wykreowaną przez ks. Adama Pawlaka piękną, zgrabną postać, jest jednak chyba dla mnie to, iż stanowi ono wykwit duszpasterskiej gorliwości. Wyczuwam, jak w żyłach tego niewielkiego tekstowego organizmu pulsuje frenetycznie pasterski, ale nie tylko pasterski, również, szerzej, chrześcijański zapał. Zapał w boju o to, by być jak najlepszym uczniem Chrystusa.
Nie będę tu niczego owijał w bawełnę: tej gorliwości i tego zapału także Krzyśkowi zazdroszczę – tak to „Owocna spowiedź” okazuje się dla mnie-spowiednika i dla mnie-penitenta nie lada rachunkiem sumienia.
A czy mam jakieś uwagi krytyczne? Mogę powiedzieć tyle: kiedy książkę studiowałem, przemknęła mi przez głowę myśl, czy nie za bardzo aby podkreśla Krzysztof rolę spowiednika i wygłaszanej przezeń przy spowiedzi nauki. Czy myśl ta jest słuszna? Nie wiem. Chętnie poddam ją pod dyskusję.
ks. Łukasz Libowski