Żorskie liceum im. Karola Miarki obchodzi swoje 100–lecie. Jakie były początki? [WYWIAD]
Marcin Wieczorek jest już z żorskim Zespołem Szkół nr 1 związany przez całą swoją karierę nauczycielską, zatem z racji doświadczenia zawodowego, wiedzy i zainteresowań historycznych, jest jak najbardziej godnym rozmówcą w temacie jubileuszu „Miarki”, jak potocznie można nazwać szkołę, której patronuje Karol Miarka, górnośląski działacz narodowy.
Całe szczęście, ale wróćmy do pytania o status społeczny uczniów.
Wśród młodzieży całkowicie dominowała narodowość polska, tu rozumiana też jako społeczność w większości autochtoniczna, zdeklarowanych Niemców spośród uczniów był tylko jeden. Pod względem religijnym sytuacja była taka sama, czyli prócz jednego chłopca wyznania ewangelickiego, wszyscy byli katolikami. Blisko połowa uczniów wywodziła się z Żor, drugie tyle z obszaru powiatu rybnickiego oraz spoza tego terenu ale w granicach województwa śląskiego siedem osób oraz jedna spoza województwa. Prawie wszyscy uczniowie mieszkali z rodzicami, tylko trzech u swych dalszych krewnych. Ciekawa jest statystyka statusu społecznego podopiecznych szkoły. Dominowała młodzież z rodzin robotniczych oraz urzędników niższego szczebla – z rodzin kolejarskich, pracowników poczty. W dalszej kolejności z rodzin kupieckich i rzemieślniczych oraz przedstawicieli społeczności rolniczej były niewielu. Z rodzin inteligenckich wywodziło się tylko dwoje dzieci. Zatem jak można dostrzec społecznie było to przekrój dość typowy dla tego regionu.
Później nastąpiły zmiany w statusie uczniów?
Dane z początku lat 50. Czyli już realia czasów Polski Ludowej świadczą, że coraz więcej garnęło się do nauki w szkole, mającej już też inny charakter, dzieci z rodzin chłopskich. Nieco zwiększył się udział grupy inteligenckiej.
Jak zatem należy oceniać z perspektywy tych stu lat znaczenie szkoły?
Niewątpliwie początki szkoły to eksperyment miejski. Jak bardzo się udał? Fakt, że szkoła w niełatwych ekonomicznie czasach dotrwał do przekształcenia w placówkę państwową świadczy o determinacji włodarzy miasta i przykładaniu wagi do posiadania własnej szkoły. To była też kwestia wizerunkowa. Miasto starało się przyciągać do siebie, co chociażby w licznie uczniów z zewnątrz okazało się pewnym sukcesem. Moim zadaniem nadanie szkole patrona już na tak wczesnym etapie i tak zacnego, z zarazem politycznie nieposadowionego po żadnej stronie to wielki sukces. Karol Miarka okazał się dobrym patronem. Dodam, że znacznie większe rybnickie gimnazjum swojego patronatu Powstańców Śląskich doczekało się dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych i to w aurze politycznych rozgrywek. Żorskie liceum miało też łatwiejsze i wywołujące mniej dyskusji o początki. Pruska ideologia nie odcisnęła na niej takiego piętna jak to było w przypadku Rybnika. Co też nadaje jej bardzo swojski charakter. Z tym patronem można o wiele lepiej zrozumieć specyfikę naszej górnośląskiej historii. Na napawa dumą.
Zatem stulecie +10 lat to w sumie świetna puenta dla współczesnych Żor, miasta wielu możliwości.
Tak, dziś odczuwamy te iskrę 750 lat istnienia naszego miasta. Szkoła Karola Miarki jest dwudziestowiecznym zwieńczeniem setek lat budowy pozycji miasta, które w ostatnich dekadach tak mocno poprawiło swoją kondycję. Ustrój miejski czyni wolnym z perspektywami! I takie są właśnie Żory i jego Zespół Szkół nr 1 im. Karola Miarki.
Bardzo dziękuję Panu za ciekawą rozmowę i życzę społeczności Marki pomyślności z okazji 100-lecia, w tych niezwyczajnych czasach!
Dziękuję w imieniu grona pedagogicznego i społeczności uczniowskiej.
Fajnie usłyszeć że 100 lat minęło, znaczy, nie umiem sobie w głowie tego wyobrazić, bo mam 18, ale cieszę się, że są nauczyciele którzy kultywują tradycje szkoły i potrafią za 100 lat stworzyć kolejne tyle. Mam nadzieję że usłyszę Pana Wieczorka w publikacjach gdzie domeną jest video i mowa, bo uważam że naleciałości szkolne tworzą postać którą chce się słuchać. Panie Wieczorek, ma Pan zdolność historyczną do opowiadania przez kolejne 100 lat o Napoleonie bez przerwy która równa się z zdolnościami scenicznymi, przez co serio chce mi się tego słuchać przez kolejne 200. Artykuł zapisany w formie storn, nawet internetowych, szybciej żółknieje. Dobrej niedzieli naura.
Długo się zastanawiałem by napisać tutaj coś miłego i głupiutko-słodkiego, lecz na tyle jestem jeszcze niedojrzały że mam ten przywilej głupoty i sprawnego operowania się jej formą. Zatem mój iloraz inteligencji, uznajmy dla eksperymentu że wysoki, pomnożony przez skalę głupot uczynionych w szkole, przyjmujący liczbę trzycyfrową, równy jest zeru. Chyba tłumaczenie gdzie owe zero w równananiu występowało jest zbyteczne, i dla tych co nie rozumieją - zalecam puknąć się w czoło. Jednak odchodząc od podpowiedzi, zbliżamy się do werdyktu. Miarka nigdy nie była idealną szkołą, o mój boże w żadnym oczywiście wypadku. Ale to jest piękne. Szkoła to droga, od niedojrzałego dzieciaka do dojrzałego bachora i ciężko między metą a startem nie zaliczyć ani jednego upadku. To nauka chodzenia, by jeszcze twardziej upadać. Przecież każdemu z nas wydaje się że każdy nasz krok jest taki pewny, bo tak dużo człapiemy że nie widać powodu by nagle coś trachło. Na ziemi, albo w kolanie. Ale bez nadmiaru pesymizmu. Poznałem wielu nauczycieli. W Miarce, też i w Miarce poznałem nauczycieli którzy nie byli dobrzy. Ale w miarę poznałem dobrych nauczycieli, którzy udowodnili że mimo obecności tych złych da się zrobić szkołę a naukę lepszym miejscem, gdzie porażka boli jak diabli, ale ból to tylko efekt uboczny parcia do przodu. Zakwas zawsze się pojawi. Więc z tego miejsca mogę podziękować. Dom tworzą ludzie, szkołę nauczyciele. Dom nie jest idealny, szkoła nie jest idealna, ja bym chciał być idealny i tak dalej i dalej. W Miarce spędziłem swój najlepszy i najgorszy okres, ale dzięki nauczycielom, ludziom których tu poznałem, chce wracać. Choćby w pamięci.
Komentarz został usunięty ponieważ nie jest związany z tematem