Żorskie liceum im. Karola Miarki obchodzi swoje 100–lecie. Jakie były początki? [WYWIAD]
Marcin Wieczorek jest już z żorskim Zespołem Szkół nr 1 związany przez całą swoją karierę nauczycielską, zatem z racji doświadczenia zawodowego, wiedzy i zainteresowań historycznych, jest jak najbardziej godnym rozmówcą w temacie jubileuszu „Miarki”, jak potocznie można nazwać szkołę, której patronuje Karol Miarka, górnośląski działacz narodowy.
Red. W pierwszym pytaniu chcę zapytać o rok 1922, bo to istotny moment dla naszego szkolnictwa, co wtedy się wydarzyło?
Marcin Wieczorek. U początków lata zanikł etap tymczasowości w dziejach Górnego Śląska. Podział na polską i niemiecką cześć jako wynik powstań, plebiscytu oraz decyzje międzynarodowego gremium stały się faktem. A za tym szły zmiany w szkolnictwie.
Zatem obchodzimy stulecie, odrodzenia państwowości polskiej na tym terenie, co świetnie komponuje się w 750-lecie Żor. Ale użył pan sformułowania „zmiany”. Co to oznacza ?
Tu właśnie świetnie się to komponuje z jubileuszem lokacji miasta Żory!
Co ma Pan na myśli ?
Każdy kto interesuje się dziejami Żor oraz szkolnictwa wie, że gimnazjum ma starszą tradycję aniżeli rok 1922. A miasto jako dość zamożna gmina górnośląska była w stanie utrzymywać własną szkołę – miejskie gimnazjum. Pod tym względem ma niemniej złożone początki jak jego rybnicki odpowiednik.
No właśnie, znamy spory o waszego rybnickiego odpowiednika Liceum im. Powstańców Śląskich, którego historia, choć nie w tym samym kostiumie jest także starsza. Zdaje się, że jest pan absolwentem tej szkoły? To prawda?
Tak, ukończyłem Powstańców w 1989 roku, w momencie politycznych przemian w naszym kraju. Ale ad rem. Wysyp gimnazjów w monarchii pruskiej do której należeliśmy wystąpił w XIX wieku. Wcześniej jeszcze w dobie oświecenia młodzież żorska musiała się kształcić poza Żorami. Znamy przykład Rud, miejsca z którym Żory wiążą liczne powiązania. W XVIII wieku postało tam gimnazjum klasyczne, do którego wielu młodzieńców z Żor i okolic uczęszczało. Byli wśród nich tacy, którzy wybrali karierę duchowną, zostali urzędnikami, czy lekarzami. Udało mi się uchwycić źródłowo całą grupę Żorzan z tamtych czasów. Miasto Żory, choć wiązało się to z dużymi kosztami utrzymania było zdecydowane, aby takowe gimnazjum prowadzić. Pamiętajmy, iż był to też efekt samoświadomości własnej wartości jako wspólnoty miejskiej i trwałych tradycjach komuny miejskiej. Oczywiście rozumianej jako miejska wspólnota samorządowa. A zaczęło się wszystko w roku… No właśnie w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XIX wieku próbowano utworzyć szkołę miejską, a następnie prywatną na poziomie gimnazjalnym, ale niewielki dopływ uczniów i warunki funkcjonowania szkoły spowodowały, że ten eksperyment zakończono. Początek nastąpił w 1912 roku. Jak wyższa szkoła dla chłopców prowadzona przez gminę miejską. Czyli, że trwałe tradycje szkoły średniej w Żorach w kolejnych polityczno-państwowych odsłonach sięgają 110 lat wstecz. Co ważne, o 15 lat wcześniej nim pojawiło się Miejskie Gimnazjum im. Karola Miarki.
Na właśnie czasy pruskie to początek istnienia szkoły. Co było przyczyną tego, że powstała właśnie wówczas, krótko po założeniu Królewskiego Gimnazjum w Rybniku. Czy to przejaw żorskich kompleksów wobec Rybnika? A może ambicji?
Pewna rywalizacja była, ale miasta na tyle różniły się od siebie swoimi funkcjami, przeszłością i tradycją, że zapewne kompleksy tu nie miały większego znaczenia. Stawiam na ambicję i praktyczność Żorzan. Proszę pamiętać, że z wielu okolicznych miejscowości do Rybnika dojeżdżała młodzież korzystając z różnych środków dość jeszcze ubogiego transportu międzymiejskiego, co ważne Żory nie miały połączenia kolejowego z Rybnikiem, wiec nawet dojazd był utrudniony. Zatem pozostawała stancja, a to były koszty. Własne miejskie gimnazjum było na miarę potrzeb Żor i okolicznych miejscowości, gdzie zainteresowanie wykształceniem dającym lepszą przyszłość powoli rosło. To nie był już świat połowy XIX wieku, gdzie to zainteresowanie i możliwości były o wiele skromniejsze. Nasza szkoła była również efektem skoku cywilizacyjnego Górnego Śląska w państwie pruskim u schyłku jego istnienia.
Zatem to nie urzędniczy nakaz czy pruski mesjanizm, a wola społeczności miejskiej była zaczątkiem przemian ?
W dużym stopniu tak. Miejski charakter przez ćwierć wieku wyróżniał istnienie żorskiej placówki.
Znamy już część tej historii, są opracowania i strona internetowa waszej szkoły, ale jak sam pan mówi, nadal odnajdujecie ciekawe informacje - dotąd niepublikowane...
Tak jest np. w przypadku udostępnianych niedawno dokumentów z okresu międzywojennego do dziejów gminy miejskiej Żory. Są one szczególnie ciekawe np. z racji faktu, że okres pruski obejmujący 10 lat pod względem dokumentacji już tak ciekawie się nie prezentuje.
Jakie nowe fakty pojawiają się w temacie waszej szkoły ?
Mamy wreszcie ułatwiony dostęp do akt miejskich, m. in. do budżetów miasta Żory. I tu ciekawe dane. Budżet miasta na lata 1924-1925 zawiera m. in. „Budżet Progimnazjum Miejskiego”.
Na proszę, zatem nie tylko możemy mówić o współczesnych dylematach finansowania szkół ale także o tym sprzed prawie stu lat !
Dokładnie tak.
Proszę uchylić rąbka tajemnicy tego źródła. I może od razu dodam, skoncentrujmy się na pierwszym okresie istnienia szkoły jako placówki szkolnej w województwie śląskim międzywojnia.
Funkcjonowanie szkolnictwa, to niewątpliwie problem ich finansowania. Dziś wiele się mówi o obciążeniu budżetów samorządowych poborami nauczycieli, ale zapewniam, że źródła międzywojenne nie są pod tym względem inne. Budżet miasta Żor na rok 1924/1925 w wydatkach Miejskiego Progimnazjum podaje ogólną sumę ponad 31 tysięcy złotych polskich, z tego blisko 75 proc. stanowiły koszty związane z wynagrodzeniami kadry pedagogicznej i dyrekcji szkoły ówcześnie sześciu osób. Resztę wydatków pochłaniało utrzymanie woźnego oraz utrzymanie czystości w klasach, jak i kwestie związane z oświetleniem i ogrzewaniem budynku. Ciekawostka - oświetlenie szkolne rocznie kosztowało 50 zł (sic!), a opał 550 zł rocznie. Czyli razem 600 zł, co było kwotą mniejszą o 25 proc. od rocznych poborów najniżej uposażonego nauczyciela. Ważną pozycją była amortyzacja, która pochłaniała ponad 6 tysięcy złotych.
Jakie były źródła finansowania szkoły? Zapewne pierwsze skrzypce grało miasto ?
Niestety nie. Miasto, owszem dokładało się około 25 proc., udostępniało budynek, ale najważniejsza dotacja płynęła z budżetu województwa śląskiego, ponad 18 tysięcy złotych. Budżet miasta samodzielnie nie uciągnąłby funkcjonowania takiej placówki.
Mam wrażenie, że odkryte kolejne źródła archiwalne wnoszą wiele do dziejów szkoły, czyż nie tak?
To same źródło archiwalne przy okazji omówienia wykonania budżetu miasta Żory za rok 1928 wspomina, że wydatki ogółem na szkolnictwo pochłaniały rocznie ponad 100 tysięcy złotych i było to bardzo poważne obciążenie budżetu miasta. Wspominano, że szkoły, w tym progimnazjum, cierpiały na brak dofinansowania w materii pomocy szkolnych, co pociągało kolejne wydatki.
Czy te nowe źródła coś jeszcze dodają w materii ekonomii szkoły ?
Budżet miasta na rok 1929 podaje wydatki na szkołę, które wyraźnie wzrosły. Wówczas, koszty tylko pensji nauczycielskich, wzrosły i wynosiły już ponad 47 tysięcy złotych. Ale dawne progimnazjum było już zupełni inną szkołą. Dodam, że koszty mediów także się zmieniły i wynosiły 1000 zł (woda, opał i oświetlenie). Ale ciekawa jest inna informacja związana z wydatkami na szkołę, która pojawia się w tych zestawieniach. Otóż dla najzdolniejszych uczniów, prawdopodobnie od momentu podniesienia szkoły do ragi gimnazjum i nadania patrona, ufundowano „Stypendium im. Stelmacha i Miarki” z sumą 200 złotych rocznie. Była to forma propagowania wartości bardzo dobrych wyników w nauce i tym samym zachęcać młodzież do intelektualnego wysiłku.
Czy lata międzywojenne w kwestii funkcjonowania szkoły czym nas jeszcze zaskakują ?
Chociażby informacją prasową z lat trzydziestych, będącą prozaicznie tylko informacją o egzaminie wstępnym do klasy pierwszej.
Co takiego było w niej zaskakującego ?
Otóż to, co było warunkiem przystąpienia do egzaminu. A zatem kandydat powinien przynieść ze sobą urzędowy odpis z metryki urodzenia, świadectwo szkolne i to co dziś, w naszej obecnej teraźniejszości jest tak gorącym tematem, zaświadczenie o szczepieniu przeciwko ospie.
Zatem to nie tylko dziś spotykamy się z różnego rodzaju restrykcjami..
Niestety problem chorób zakaźnych był społecznie poważnym tematem, a i w pewnym momencie szczepienia np. przeciwko ospie musiały stać się czymś oczywistym.
„Miarka” obecnie – ilustracja w wykonaniu uczennicy szkoły Hanny Piechy
Porozmawiajmy jeszcze o szkole tamtych czasów. Jaki był przekrój społeczny uczniów, skąd pochodzili, czym zajmowali się ich rodzice.
Przytoczę tu dana za rok szkolny 1929/1930. Na początku roku szkolnego zapisanych było 38 uczniów.
To niewiele.
Takie były realia. Szkoła dopiero naprawdę wychodziła z tej komunalnej niszy, w jakiej powstała i tkwiła z realnie małymi szansami na jakiś poważny rozwój. A tu jak wiemy druga połowa lat trzydziestych przyniosła poważny przełom. Szkoła przetrwała, mimo pewnych planów co do jej likwidacji i przede wszystkim otrzymała nowoczesny gmach. To był poważny bodziec do rozwoju.
A były takie plany?
O pewnych pomysłach w tej kwestii jeszcze z lat dwudziestych wiemy, ale zupełnie niedawno pojawił się kolejny dość niecodzienny trop. Otóż w korespondencji dyrektora Kondzieli z rybnickiego gimnazjum, zaznaczam rybnickiego, która dotyczyła planów dotyczących rozbudowy rybnickiej placówki (dzisiejszy zespół szkół im. Powstańców Śląskich), pojawia się żorski ślad. W piśmie do Wydziału Oświecenia Publicznego w Katowicach dyrekcja wyłożyła temat. Jesienią 1929 roku rybnicka szkoła znalazła się w patowej sytuacji. Mając ponad 700 uczniów, borykała się z poważnym brakiem sali lekcyjnych. Zlikwidowano nawet pomieszczenia biblioteki, by powstała tam kolejna sala. W efekcie do Rybnika przybyła specjalna komisja. Zdecydowano, że gimnazjum trzeba rozbudować o nowy budynek. I w ramach argumentacji tej rozbudowy w punkcie drugim argumentacji wspomniano o zamierzeniach likwidacji Miejskiego Gimnazjum w Żorach. Pismo powstało w styczniu 1930 roku. Ledwie na świecie rozpoczął się „Wielki Kryzys” gospodarczy, a tu taka nowina. Jednak na tę chwilę owo pismo to jedyny ślad tych zamierzeń, więc czy była to uzasadniona argumentacja rybnickiego urzędnika szkolnego, czy jakaś samodzielna spontaniczna akcja, mająca za plecami zainicjować decyzje o rozbudowie rybnickiego gimnazjum ze szkodą dla żorskiej edukacji, tego jeszcze nie wiemy. Jedno wiemy na pewno, nie doszło do likwidacji żorskiego gimnazjum.
CZYTAJ DALEJ NA STRONIE 2 >>>
Fajnie usłyszeć że 100 lat minęło, znaczy, nie umiem sobie w głowie tego wyobrazić, bo mam 18, ale cieszę się, że są nauczyciele którzy kultywują tradycje szkoły i potrafią za 100 lat stworzyć kolejne tyle. Mam nadzieję że usłyszę Pana Wieczorka w publikacjach gdzie domeną jest video i mowa, bo uważam że naleciałości szkolne tworzą postać którą chce się słuchać. Panie Wieczorek, ma Pan zdolność historyczną do opowiadania przez kolejne 100 lat o Napoleonie bez przerwy która równa się z zdolnościami scenicznymi, przez co serio chce mi się tego słuchać przez kolejne 200. Artykuł zapisany w formie storn, nawet internetowych, szybciej żółknieje. Dobrej niedzieli naura.
Długo się zastanawiałem by napisać tutaj coś miłego i głupiutko-słodkiego, lecz na tyle jestem jeszcze niedojrzały że mam ten przywilej głupoty i sprawnego operowania się jej formą. Zatem mój iloraz inteligencji, uznajmy dla eksperymentu że wysoki, pomnożony przez skalę głupot uczynionych w szkole, przyjmujący liczbę trzycyfrową, równy jest zeru. Chyba tłumaczenie gdzie owe zero w równananiu występowało jest zbyteczne, i dla tych co nie rozumieją - zalecam puknąć się w czoło. Jednak odchodząc od podpowiedzi, zbliżamy się do werdyktu. Miarka nigdy nie była idealną szkołą, o mój boże w żadnym oczywiście wypadku. Ale to jest piękne. Szkoła to droga, od niedojrzałego dzieciaka do dojrzałego bachora i ciężko między metą a startem nie zaliczyć ani jednego upadku. To nauka chodzenia, by jeszcze twardziej upadać. Przecież każdemu z nas wydaje się że każdy nasz krok jest taki pewny, bo tak dużo człapiemy że nie widać powodu by nagle coś trachło. Na ziemi, albo w kolanie. Ale bez nadmiaru pesymizmu. Poznałem wielu nauczycieli. W Miarce, też i w Miarce poznałem nauczycieli którzy nie byli dobrzy. Ale w miarę poznałem dobrych nauczycieli, którzy udowodnili że mimo obecności tych złych da się zrobić szkołę a naukę lepszym miejscem, gdzie porażka boli jak diabli, ale ból to tylko efekt uboczny parcia do przodu. Zakwas zawsze się pojawi. Więc z tego miejsca mogę podziękować. Dom tworzą ludzie, szkołę nauczyciele. Dom nie jest idealny, szkoła nie jest idealna, ja bym chciał być idealny i tak dalej i dalej. W Miarce spędziłem swój najlepszy i najgorszy okres, ale dzięki nauczycielom, ludziom których tu poznałem, chce wracać. Choćby w pamięci.
Komentarz został usunięty ponieważ nie jest związany z tematem