Wojna nie nasza, czy jednak trochę również nasza? [FELIETON]
- Ta "nie nasza" wojna oznacza konkretne ludzkie tragedie i problemy. Dodane do tych "naszych", z którymi stykamy się i zmagamy się na co dzień od lat - pisze Artur Marcisz.
Ostatni felieton, w którym postawiłem tezę, że zwiększone koszty życia, których obecnie doświadczamy na skutek wojny za naszą wschodnią granicą oraz nakładanych na Rosję sankcji (te rykoszetem trafiają siłą rzeczy również w gospodarki krajów nakładających sankcje), to jeszcze nie koniec świata, spotkał się z ostrą reakcją niektórych czytelników. Reakcję tę można streścić w słowach: "wojna w Ukrainie to problem Ukrainy, a nie Polski, więc czemu Polacy mają ponosić jej koszty".
Tymczasem niemal codziennie można zetknąć się z efektami tej "nie naszej" wojny. I nie chodzi o rosnące koszty życia. Efekty te widać, kiedy schorowana Olena*, którą wyciągnięto z oddziału onkologicznego szpitala w Kijowie, szuka jakiejkolwiek szansy na leczenie w Polsce i liczy, że ją tu znajdzie, bo "nie chce umierać może i w najbardziej przyjaznym, ale jednak obcym kraju, z dala od syna, który broni Ukrainy". A jej jedynym marzeniem jest dożycie w jako takim zdrowiu chwili, w której bezpiecznie mogłaby wrócić do Ukrainy.
Te efekty widzę, kiedy Oleksandra, nauczycielka akademicka z Połtawy, która do Polski uciekła z dwoma synami, próbuje założyć konto w polskim banku, a mimo szczerych chęci ze strony urzędniczki bankowej i samej zainteresowanej, idzie to jak po grudzie, bo Oleksandra nie mówi po polsku, a urzędniczka po ukraińsku. A kolejka klientów z tyłu rośnie...
Widzę te efekty, kiedy Iryna, której Rosjanie "rozbambili" mieszkanie w Czernichowie prosi, by załatwić jej jakąkolwiek pracę, bo musi utrzymać małego syna (zrywa się z płaczem na każdy odgłos strażackiej syreny alarmowej) i nieco starszą córkę. No i chce mieć trochę pieniędzy przy sobie. Choćby po to, by kupić szminkę, albo tusz do rzęs, bo choć jest uchodźcą, to nie przestała być kobietą.
Sofia przez pierwsze dni po tym, jak jej bliscy otrzymali dach nad głową, spać nie może. Zastanawia się, jak zapewnić bezpieczeństwo swojej schorowanej mamie, z którą uciekła z Ukrainy. Mama, osoba starsza, wymaga opieki, ale Sofia ma jeszcze nastoletniego syna, któremu również musi zapewnić byt. Musi mamę wysłać do rodziny na Białoruś, ale się boi, bo nie wiadomo, jak "przywitają" ją na granicy funkcjonariusze reżimu Łukaszenki. Z drugiej strony nie bardzo ma wyjście. Kocha mamę, ale nie może jej poświęcać 24 godzin na dobę, bo musi, nie znając języka, utrzymać siebie, a przede wszystkim syna.
Nie pomożesz im? Zostawisz samymi z ich problemami**? Bo ta wojna, to nie nasz problem? Ta "nie nasza" wojna oznacza konkretne ludzkie tragedie i problemy. Dodane do tych "naszych", z którymi stykamy się i zmagamy się na co dzień od lat. One nie zniknęły. Teraz pojawiły się nowe. Można udawać, że ich nie widzimy, że ich nie ma. Ale od tego nie znikną. Dalej więc uważasz, że ta wojna, to nie nasz problem?
Artur Marcisz
* Imiona bohaterek zmienione.
** Nie brakuje osób, które w karygodny sposób wykorzystują tragedię i bezradność kobiet i dzieci, ale to już temat na być może oddzielny felieton.
Nie wiem czy te twoje pier* nie jest gorsze od tego o pandemii i nie prezydent tylko zbrodniarz
Jedno jest pewne prezydent Putin już jest wielki bo ... zakończył plandemie. Już nie ma tematu chorych czy szczepień i nagle ponad 90 procent ma odporność co właśnie dziś podano w mediach. Jednak ci sami co bili pianę 2 lata o plandemii teraz pier* będą non stop o Ukrainie. Karuzela strachu musi się kręcić.
~Krotkopl (87.101. * .96)
a jak ta wojna wyjdzie poza terytorium Ukrainy
i taki kacap zgwałci twoją matkę żonę czy sympatię ??
też to nie będzie twoja bajka ???
Już kiedyś Katowice były przemianowane na Stalinogród , widzę, że spieszno ci do tego. Szacunek dla Ukrainy bo gdyby przyjęli propozycje Rosji to teraz ty uciekałbyś za granicę.
To nie nasza wojna tylko polityków ! Ukrainą to nie moja bajka !