Edmund Szczyrba
Edmund Szczyrba urodził się 31 października 1924 r. w Radoszowach Wielkich. – Domu, w którym mieszkałem, już nie ma. Jako chłopiec najchętniej grałem z kolegami w piłkę nożną – wspominał w rozmowie z „Nowinami Wodzisławskim” w 2013 r. Gdy miał 15 lat, po wybuchu II wojny światowej został wywieziony na roboty przymusowe. Trafił do gospodarza w miejscowości Gammau (Gamów). Po roku wrócił do domu, ale już kilka tygodni później wywieziono go ponownie, tym razem do robót w fabryce remontowej wagonów towarowych w Gleiwitz (Gliwice). Tam spotkał Francuzów polskiego pochodzenia, którzy w 1943 roku pomogli mu uciec, a potem motorówką przetransportowali do Wielkiej Brytanii. – Jak szedłem na wojnę, dostałem od mamy różaniec. Mam go do dziś. Nie wiem, co mama powiedziała mi na pożegnanie. Starsi ludzie dużo się wtedy modlili – wspominał.
Po przeszkoleniu pancernym w Szkocji dostał przydział do 10. Pułku Strzelców Konnych w 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. W stopniu st. strzelca służył w plutonie szturmowo-rozpoznawczym pod dowództwem por. Mariana Plichty, jako przedni strzelec i drugi kierowca czołgu. 31 lipca 1944 roku razem z całym pułkiem wylądował w Courseulles-sur-Mer w Normandii. – Byliśmy młodzi, uwielbialiśmy jeździć czołgami po wertepach. 10 sierpnia 1944 roku weszliśmy do walki. Najpierw jeździliśmy na cromwellach, później na stuartach. Początkowo mieliśmy 9 czołgów, potem tylko 6. Byliśmy plutonem rozpoznawczym. Sprawdzaliśmy, czy nie ma nieprzyjaciela – opowiadał. Po każdym, kolejnym zakończonym dniu wojny, jeden albo dwóch z załogi starało się o paliwo, naboje i jedzenie. – Spało się obok czołga albo w czołgu, czasem w opuszczonym domu (maczkowcy mówią obok „czołga”, gen. Maczek też tak pisał).
Szczyrba walczył we Francji, Belgii, Holandii i Niemczech. Brał udział w działaniach w Normandii. – Pod Chambois to były najcięższe walki. Tam było wszystko zniszczone, gorąco, zapach spalonych ciał. Dużo żołnierzy zginęło – wspominał trudne czasy. 11 kwietnia 1945 roku przy oswobodzeniu wsi Exloo w Holandii został ranny. – Wjechaliśmy na takie duże skrzyżowanie, nasz czołg był pierwszy. Cisza. Szła kobieta. Okłamała nas, że nie ma tu Niemców. Wyskoczyłem, a oni w pewnym momencie zaczęli strzelać do mnie z ciężkiego karabinu maszynowego. Wróciłem do czołga. Pojechaliśmy w tamto miejsce. Grupa Niemców poddała się. Znów wyskoczyłem z czołga, żeby odebrać im broń. Niestety jeden z Niemców postrzelił mnie z ukrycia. Widzę krew, a on ucieka. W czołgu było dwóch strzelców. Zastrzelili go – opowiadał. W tym momencie dla Edmunda Szczyrby wojna zakończyła się. Samolotem przetransportowano go do Brukseli, do wojskowego szpitala. – Jak wróciłem po wyleczeniu, pułk był już na okupacji – wspominał.
Do pułku wrócił w połowie czerwca 1945 roku. W czasie okupacji w Niemczech był kierowcą dowódcy szwadronu, rtm. Stanisława Krasińskiego i ks. kapelana Andrzeja Głażewskiego. Poznał też gen. Maczka. – Był bardzo spokojnym człowiekiem – podkreślał. W polskim wojsku Edmund Szczyrba służył do 1947 roku, odszedł w stopniu kaprala. Po wojnie osiedlił się w holenderskim Utrechcie. – W Anglii nie chciałem mieszkać ze względu na złą pogodę. We Francji i Belgii musiałbym z kolei pracować na kopalni, co też mi nie odpowiadało. Więc wybrałem Holandię – tłumaczył. W Holandii poznał żonę Luizę. Małżeństwo dochowało się 2 dzieci. Najpierw pracował w fabryce wagonów, potem w narzędziowni, a przez 26 lat prowadził szkołę nauki jazdy. Życie nie oszczędziło mu dramatów. Żona i córka przedwcześnie zmarły. Jego opoką pozostał syn.
Choć mieszkał z dala od Polski, regularnie przyjeżdżał do ojczyzny – do rodziny na Śląsku, do Łańcuta na Święto 10 Pułku Strzelców Konnych, a w ostatnich latach także do Świętoszowa, do 10 Brygady Kawalerii Pancernej, która przejęła tradycje 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka. Cieszył się, widząc, że pułkowe tradycje są kontynuowane przez młodsze pokolenia. W Świętoszowie w 2013 r. otrzymał patent oficerski i stopień podporucznika. Rok później w Utrechcie otrzymał awans na stopień porucznika.
Za zasługi w czasie II wojny światowej został odznaczony Krzyżem Walecznych. – Z załogi każdy się bał wyskoczyć z czołga, na rozpoznanie czy brać Niemców do niewoli, ale ktoś musiał. Więc mówiłem: Jak wy się boicie, to ja idę – opowiadał, kiedy pytano go za co otrzymał to odznaczenie.
Zmarł w Utrechcie w lipcu 2014 r.
Magdalena Kulok