O dyngowaniu, jajach i i przywilejach kościelnego, czyli Wielkanoc na dawnym Śląsku [cz. I]
Na jaki kolor farbowano niegdyś jajka na Śląsku? Czego miał prawo zarządać kościelny z Tworkowa od parafian w Wielkanoc? I skąd się wziął zwyczaj "dyngowania"? Odpowiedzi na te pytania oraz wiele innych ciekawostek można znaleźć dawnych Nowinach.
Kolorowe jajka wielkanocne
Między potrawami wielkanocnemi znachodzimy krom gotowanego jajka wielkanocnego, także jaja w różne kolory, a nieraz i ślicznemi malowidełkami upstrzone.
Na Górnym Śląsku zowią takie jaja kroszonkami, a po czesku kraslicami. Oba określenia pochodzą od krasa i krasny, co znaczy tyle co piękny, śliczny. W niektórych okolicach nazywają takie jaja też pisankami, gdyż są nieraz przyozdobione różnemi figurami jak krzyżykami, serduszkami, ptaszkami i t.d., a czasem także różnemi przysłowiami (...)
Na Górnym Śląsku jest kolor jajek wielkanocnych przeważnie czerwony, rzadziej czarny, zielony lub niebieski. Do farbowania lud nie bierze zazwyczaj farb sztucznie wytworzonych i nieraz trujących, ale farb naturalnych z różnych roślin, jak np. liść od cebul i malw, korę różnych drzew i t. d.
Farbowaniem i upstrzeniem jajek zajmują się zazwyczaj dziewoje. Uważają one sobie za punkt honoru, ażeby wszystko wykonane było z gustem i smakiem.
Figury na jajkach wytwarza się zazwyczaj w ten sposób, że jajo gotuje się najpierw w zafabrowanej wodzie, a potem cienkim nożem wyskrobuje się w łupinie jaja przedziwne nieraz figury.
W malowaniu jaj niektórzy doprowadzają do takiej wprawy i biegłości, że nieomal prawdziwą sztuką nazwaćby to można (...)
Malowane jaja wielkanocne produkują masami w Krzanowicach, drobnej miejscowości w powiecie raciborskim (...)
U żydów uważano jaja także jako symbol zmartwychwstania i dlatego chętnie podawano je na stypach. Czerwony kolor zresztą miał żydom przypominać, jak w powrocie z niewoli egipskiej zostali uratowani od krwi rozlewu, chrześcijanom zaś ma przypomnieć, że przez krew zmartwychwstałego Chrystusa zostali odkupieni (...)
Tradycyjne potrawy wielkanocne
W sobotę albo też w niedzielę wielkanocną po nabożeństwie rezurekcyjnem święci się w licznych kościołach tradycyjne potrawy wielkanocne, tak zwaną "Świąconkę" wśród odrębnych modlitw. Wspólne spożywanie święconki przypomina bardzo owe czasy, gdy pierwsi chrześcijanie znosili, co kto mógł, i po pobłogosławieniu potraw przez kapłana wspólnie je spożywali.
Tak podług opisu z 9-go wieku pierwsi chrześcijanie przynosili mięso, chleb, chrzan i sól i kazali je błogosławić (...)
Na Ślązku i w Polsce był zwyczaj święcenia potraw tak rozpowszechniony, że zdarzały się nawet osobne legaty czyli zapisy, na mocy których obdarzano potem ludzi "święconką".
Tak np. szpital w Toszku dostawał od dziedzica podług dokumentu z roku 1727 "na każdą Wielkanoc jagnię i ośm placków pszennych czyli święcenników!".
W niektórych okolicach nie święcono potraw w kościele, ale księża chodzili od domu do domu i je święcili. Tak w Raciborzu rozporządzono w 1646 roku, że tylko trzech wikarych (kapelanów) miało w niedzielę wielkanocną chodzić od domu do domu i święcić, reszta zaś miała zostać w kościele a dochodami mieli się wszyscy wspólnie podzielić.
Dochody pochodziły stąd, że księdzu, który święcił, składano zazwyczaj jaką ofiarę, a mianowicie jaja.
W niektórych okolicach kościelni roznosili wodę święconą, opłatki i t. d. po domach i mieli za to prawo żądać od każdej komunikującej osoby po jaju.
W biskupich sprawozdaniach wizytacyjnych z roku 1687 czytamy, że na Wielkanoc lud w Rogach w powiecie raciborskim dobrowolnie składał jaja w ofierze. W Tworkowie kościelny po dziś dzień ma prawo od każdej komunikującej osoby zbierać po jaju (...)
Jak kiedyś u żydów tak dawniej i w Polsce spożywano "święconkę" w pańskich domach stojąco i zaczynano od jaj. Do święconych potraw wielkanocnych należały też placki odrębnego gatunku, czyli baby albo buchetki. Baranka wielkanocnego robiono z masła, pieczywa albo z wosku obok tego leżała szynka albo pieczeń wielkanocna.
Jak kiedyś u żydów tak i w wielu chrześcijańskich rodzinach używano na Wielkanoc także chrzanu. Chrzan miał żydom przypominać smutne czasy niewoli egipskiej, a chrześcijanom gorzką mękę Chrystusa Pana (...)
Opryskiwanie się wodą podczas świąt wielkanocnych
W 17-tym wieku był zwyczaj dyngowania bardzo rozpowszechniony, tak na wsi i w mieście i to nawet między wyższemi warstwami ludności.
Niestety w tym czasie trapiły Europę różne długoletnie wojny, i co za tem zazwyczaj idzie, nastało rozluźnienie obyczajów. Tym sposobem się stało, że pierwotnie niewinne zabawy i żarty młodzieży przekraczały nieraz dozwoloną miarę i nabrały z czasem niemiłego charakteru. Dlatego też tak świecka jak i duchowna władza występowała w tym czasie niejednokrotnie przeciwko dyngowaniu (...)
Według opowiadań ludu zwyczaj dyngowania ma pochodzić stąd, że po Zmartwychwstaniu Chrystusa Pana stało mnogo ludzi, a mianowicie niewiast na ulicach Jerozolimy i opowiadało sobie sporo o tem niezwykłem zjawisku. Faryzeuszy gniewało to wielce i wpadli na pomysł, że, aby lud czemprędzej rozpędzić, trzeba go kazać oblewać wodą i bić kijami.
Inni znów opowiadają, że gdy Polska cała naraz przyjęła chrześcijaństwo, brakło kapłanów, co by każdego z osobna chrzcić byli mogli. Pomagano więc pono sobie w ten sposób, że lud ustawiano w gromady i gromadami go chrzcono, pokrapiając święconą wodą. Na pamiątkę tego chrztu masowego miał niby między ludem powstać zwyczaj dyngowania.
Na podstawie "Nowin Raciborskich" z 2, 4, 6 i 11 kwietnia 1912 r.
Dziś nawet za delikatne polanie możesz dostać mandat. Tak wykańczamy tradycję... Gdzie te czasy, że panny szły ze śpiewem i czekały aż ktoś je poleje - czym bardziej mokra - tym większe powodzenie (i wększa szansa na zamążpójście).