Głodu w Polsce nie będzie, ale żywność będzie jeszcze droższa
Wojna w Ukrainie będzie miała negatywne konsekwencje dla światowego rolnictwa, w tym również dla polskiego. Nie ma żadnych wątpliwości, że paląc i niszcząc znaczną część Ukrainy, będącej znacznym producentem zbóż, do tego blokując ukraińskie porty, Rosja spowoduje, że np. na Bliskim Wschodzie i w Afryce może zabraknąć żywności. Gdzie indziej będzie ona droga.
Polscy rolnicy uspokajają – w Polsce raczej żywności nie zabraknie. – Nie zabraknie pszenicy na mąkę, czy rzepaku na olej. Ceny jednak będą o wiele wyższe. W związku z wojną widać zwyżki cen na globalnych rynkach. Rosja i Ukraina to główne kraje eksportowe takich zbóż jak pszenica, kukurydza czy słonecznik – wyjaśnia pan Łukasz, rolnik uprawiający spore areały w powiatach wodzisławskim i rybnickim. Przypomina, że ceny zbóż są kształtowane przez rynek światowy. A skoro na światowym rynku będzie brakowało zbóż z Ukrainy i Rosji, to będzie ono poszukiwane gdzie indziej, m.in. w Polsce. Mniejsza podaż w sposób nieunikniony przełoży się na wzrost cen. „Rynek żywności jest obecnie silnie zglobalizowany i działa jak system naczyń połączonych. Dlatego, choć Polska nie jest uzależniona od importu żywności z Ukrainy, to ze względu na jej znaczenie na światowym rynku żywności, polscy konsumenci i tak odczują skutki wojny w tym kraju, płacąc więcej za produkty spożywcze” – przyznaje Jakub Olipra, starszy ekonomista w Credit Agricole Bank Polska, cytowany przez portal Forsal.pl
Kilka wojennych czynników
Wojna wpływa nie tylko na to, że zbóż na rynkach światowych będzie mniej. Droższa będzie również ich produkcja, co spowodowane jest kilkoma „wojennymi” czynnikami. Pierwszy, to ten, który zwłaszcza dotkliwie odczuwają od kilku miesięcy wszyscy zmotoryzowani, czyli wzrost cen paliw. Czynnik ten przekłada się oczywiście również na wzrost kosztów rolniczej produkcji. Drugi czynnik, to wzrost kosztów pracy, a konkretnie wynagrodzeń pracowników, co częściowo jest związane z mniejszą dostępnością pracowników z Ukrainy (jedni nie przyjechali, inni musieli wyjechać). Kolejny problem to ograniczona dostępność półproduktów potrzebnych do wytwarzania pasz oraz samych pasz. Polska importuje rocznie ponad 3 mln ton wysokobiałkowej śruty (głównie makuchów sojowych). W tym również z Ukrainy i Rosji. W związku z ich ograniczoną dostępnością ceny tych półproduktów również poszły w górę.
Nawozy drożeją...
Jakby tego wszystkiego było mało, rolnikom dają się we znaki również inne czynniki. Bardzo podrożały nawozy, głównie nawozy azotowe – o 300-400%! „Tona saletry amonowej kosztowała rok temu o tej porze około 1200 zł, obecnie jest to ponad 4 tys. zł. Oczywiście, wprowadzone dopłaty częściowo zrekompensują rolnikom te wzrosty, ale tylko częściowo. Nie skorzystają z tego jednak gospodarstwa wielkoobszarowe, gdyż dofinansowanie przyznawane jest do 50 ha użytków rolnych. Nawozy mają zaś istotny wpływ na wysokość plonów i zbiory. Poza nawozami wzrosły ceny nasion, środków ochrony roślin oraz paliwa.” – wyjaśnia Łukasz Ambroziak z Polskiego Instytuty Ekonomicznego, Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, cytowany przez Businessinsaider.
… i wody brak
Dodatkowy problem, i to niemały, sprawia rolnikom pogoda. A konkretnie susza. Kilkanaście dni temu Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenie o suszy hydrologicznej w czterech województwach, m.in. w śląskim. Nasz kraj od lat zmaga się z deficytem wody w glebie. Mówi się nawet o trwającej od 7 lat suszy hydrologicznej. Dlatego deszcz, ale taki spokojny, trwający co najmniej dwa tygodnie, w pewnym stopniu poprawiłby sytuację rolników.
(art)
Ileż żywności się marnuje w marketach czy nawet w domach. Z drugiej strony - jak to jest - w żywności pełno polepszaczy, antyutleniaczy, konserwantów, stabilizatorów, barwników, przeciwzbrylaczy i innej chemii - a nie wytrzymuje tygodnia w lodówce. Jak dziadek zrobił swojską kiełbasę - BEZ chemii i powiesił na strychu - wytrzymywała pół roku (albo i dłużej), a zapach, smak był niezapomniany.